Jak dobrze być pierdolniętym w głowę, czyli 3 problemy za które jestem wdzięczna
Lubię podsumowania. Fajnie jest patrzeć na coś co już było i bez strachu, bez kupy w gaciach móc to ocenić. Powiedzieć - zajebiście mi poszło. Albo - trochę dupy dałam, to fakt. Ale mieć już coś za sobą. Policzyć sobie z kalendarzem w ręce ile dni minęło od kiedy w psychiatryku się znalazłam, a potem odjąć mój pobyt, żeby skumać ile tygodni poszło od kiedy stamtąd wyszłam. A przede wszystkim czuć nową energię, której nigdy nie czułam - moc która sprawia, że mam w dupie to wszystko co nie ma żadnego znaczenia. I która daje mi ostrość widzenia i siłę wdzięczności, żeby jednak wszystko co było zdrowo ocenić i za to podziękować. Nawet jeśli okaże się, że głównie dziękuje za to co popierdolone.
Zorientowanie się, że nie wszystko w porządku z moim systemem zakochiwania, oddawania przywiązania, tworzenia więzów i ogólnie tak zwanej miłości to rzecz kolejna. Zdanie sobie sprawy z każdego swojego problemu który od lat rozpierdalał Ci życie jest niesamowicie oczyszczające. NIE SA MO WI CIE. To nie to samo jak zorientowanie się, że brakuje Ci ciągle kasy, że twoje mieszkanie jest zaniedbane, że w pracy szef ciągle Cię gnoi, że masz nadwagę. To są kwestie dosyć oczywiste. Ale zorientowanie się, że od zawsze się współuzależniasz, jesteś kobietą kochającą za bardzo, masz zryty ideał płci przeciwnej i trafiasz na niedojrzałych emocjonalnie, idiotów, ćpunów, alkusów, wiecznych kawalerów, niezdecydowanych, porytych bardziej niż Ty - bezcenne. Chuj że trafiasz- Ty się po prostu w nich pakujesz jak walcem i koparką. To jest temat rzeka którego się chyba przyczepię na jakiś czas i trochę od tym tekstów napiszę, mimo że jestem daleka od wsadzania w internet kwestii damsko-męskich. Uznaję po prostu, że ktoś może z kolejnego mojego zjebstwa się czegoś nauczyć i skorzysta z moich błędów.
Jest zasada niegdysiejszego Kominka - na blogu i w internecie nigdy nie jedź po swojej rodzinie. I będę się jej trzymać, chociaż o tematy dorosłych dzieci też chcę koniecznie zahaczyć nie raz jeszcze. Kolejna kwestia z którą ja męcze się od lat i dopiero od niedawna patrzę na nią świeżo i z dystansu, zupełnie jak na temat przywiązywania się do wybrakowanych kolesi. Niby to wszystko jest ze mną już od lat, bo żadnej z tych dysfunkcji nie nabawiłam się w parę dni, ale dopiero od niedawna wszystko łączę do kupy i jestem świadoma, że moimi problemami nie jest jedynie ChAD i niewątpliwe porycie osobowości typu borderline. I serio chociaż to popierdolone - cieszę się ze swoich problemów! Ze świadomości, że są, istnieją i że mogę z nimi tak dużo zrobić - zrobić dobrego. A poza tym z faktu, że ze mną jest wszystko okej, zasadniczo niczego mi nie brakuje i to po prostu sfery mojego umysłu na które nie mam wpływu tak ryją mi życie.
Trochę w trakcie zgubiłam wątek tego tekstu, który zasadniczo najpierw miał być wyliczanką na pozytywną przyszłość, zaklęciem na oczyszczenie. Stworzę go dzisiaj, lekko kopiując zajebistą formułę tekstu Pepsi Eliot o 100 sposobach na lepsze życie. Ten tekst i Was zostawiam z tym co jest -nieidealnym, urwanym, niepełnym. Lekko pierdolniętym.
0 komentarze