Harmony Clean Flat Responsive WordPress Blog Theme

O szukaniu szczęścia na zewnątrz

środa, lipca 22, 2015 sieczkarnia 0 Comments Category : , ,

Całe swoje dotychczasowe życie postępowałam właśnie w taki sposób. Wydawało mi się, że inni ludzie mogą mnie uszczęśliwić i to od nich w przeważającym stopniu zależy to jak będę się czuła. Jak dobrze będę się czuła. Ale to wszystko jest złudzeniem w którym trwa bardzo wiele osób.




W moim przypadki wiele z takiego postępowania miało pewnie swoje źródło w borderline. Otwarcie piszę o ChAD czy depresji, ale o zaburzeniu osobowości nie. Będąc w szpitalu dostałam potwierdzoną diagnozę tego problemu, choć już dużo wcześniej podejrzewałam u siebie ten problem. Teraz jednak bardzo uwolniłam swój umysł od lekarskich diagnoz i raczej staram się nie wyszukiwać sobie problemów. Skierowanie do ośrodka leczenia zaburzeń osobowości nie stało się rzeczywistością, bo spędzenie 3 miesięcy w odosobnieniu, z ludźmi z podobnymi lub gorszymi problemami uznałam za karę, nie drogę do uleczenia. Jestem przekonana, że wyszłabym z takiego ośrodka jeszcze bardziej popierdolona, a moje umiejętności życiowe i społeczne uległyby wielkiemu zanikowi. Pewnie jest to rozwiązanie dla wielu osób, ale ciągle w głowie mam obraz, że po wyjściu bałabym się kupić biletu w autobusie. Jest sporo rzeczy które mogę dla siebie robić samodzielnie i staram się tego trzymać. Kilka miesięcy spędzonych na wierceniu dziury w głowie z pewnością by mnie zmieniło i nie mam gwarancji czy na lepsze.

Wracając do oddawania swojego szczęścia w ręce innych. Jest to chyba najbardziej widoczne w relacjach damsko - męskich. Kiedyś myślałam, że ci wszyscy frajerzy z którymi się zadawałam są antidotum na wszystkie moje bolączki. Na zakręcone myśli, brak identyfikacji, niezdecydowanie, niepewność, niskie poczucie własnej wartości, zagubienie. Ni chuja prawdy w tym nie było. Być może jednak właśnie te wszystkie destrukcyjne znajomości są przyczyną mojego nowego, zdrowszego podejścia do życia. Wielu ludziom wydaje się, że jeśli spotkają miłość swojego życia będą szczęśliwi. Że potrzebują drugiej osoby, żeby poczuć się dobrze we własnej skórzy, zacząć spełniać swoje marzenia, zrozumieć o co w życiu chodzi, znaleźć jego sens. Można włożyć między bajki. To nie jest zasadą, ale bardzo często osoby z problemami natury psychicznej szukają uzdrowienia w kontakcie z drugim człowiekiem. Nie chodzi o wsparcie, nie chodzi o dobro. Gra toczy się o czyjąś akceptację, czyjeś zrozumienie, czyjąś odwagę do życia. O coś co ktoś ma, a my liczymy, że to stanie się naszym udziałem przy bliższej znajomości.

Przez te wszystkie okresy depresji i manii nauczyłam się, że nie znajdę swojego szczęścia nigdzie indziej, niż tylko w sobie. Wyjeżdżałam, szukałam, zmieniałam miejsce, starałam się dotrzeć. Myślałam, że kiedy wyjadę za granicę to wszystko się zmieni. Że poczuję się od razu inaczej. Że nowe miejsce, nowi ludzie, nowe środowisko będą moim katharsis. Sądziłam, że to właśnie zmiany staną się moim ukojeniem. Nigdy się to nie zdarzyło. Byłam w różnych miejscach, robiłam różne rzeczy, próbowałam nowego i innego. Nigdy nie nastąpiła we mnie żadna przemiana. Nie rezygnowałam ze strachu czy lenistwa, ale z duchowego wykończenia. Popadałam w coraz to gorsze duchowe i psychiczne stany. Traciłam świadomość tego co jest ważne, tego kim jestem, tego co chcę. Nigdzie nie odnalazłam sensu życia, dopóki nie uświadomiłam sobie, że on jest we mnie. Że nie potrzebuję faceta marzeń, nowej i lepiej płatnej pracy, miasta tętniącego życiem, znajomości z filmów o amerykańskich nastolatkach. Że nie da mi szczęścia oferta kulturalna wypełniona po brzegi, imprezy pod gołym niebem, facet o idealnej facjacie albo facet z sercem na dłoni. Że moje szczęście nie jest pięknie zapakowane gdzieś na drugim końcu Polski i nie czeka na odpakowanie. Bywały pakunki, które otwierałam po dotarciu w nowe miejsce na mapie albo nowe miejsce życia, ale był w nich tylko ZONK.


Nie mam pojęcia co się stało ze mną,
Coś zamieniło światło w ciemność - Negatyw,
Ostatni rok, dwa, miałem ciężko,
Znowu czuję się jak przegrany śmieć, bo,
Wszystko się wali prócz tej ściany przede mną,
Mówiłem sobie wiele razy "zmień coś" i zmieniałem,
Byłem daleko stąd. Wyszło na to, że to nietrwałe,
Stoję dokładnie tu, gdzie stałem parę lat wstecz,
Lecz oczy, którymi patrzę zgubiły swój blask gdzieś

Zeus "Hipotermia" 


I niestety przez całe życie czułam wielką, wyjebaną w środku duszy PUSTKĘ. Taką pustkę, która trafia się kiedy na imprezie przez chwilę czujesz, że to nie jest dla Ciebie, źle się tu czujesz, ci ludzie cie wkurwiają i alkohol wcale w niczym nie pomógł. Ta pustka, która trafia się czasem kiedy uświadamiasz sobie, że nadal nie robisz tego co lubisz. Ta pustka, która przelatuje przez twoją świadomość kiedy uświadamiasz sobie, że jesteś tylko Ty, sam. Na początku i na końcu jest samotność.

I do tej pory pewnie czułabym tą dziurę, pustkę, brak. Nadal byłabym głęboko nieszczęśliwa i nie wiedziałabym dlaczego, bo przecież zmieniam miejsca, okoliczności, ludzi. Dlaczego nie wychodzi, skoro tak się staram? Dopiero takie sytuacje, które uświadamiają Ci jak bardzo na dnie jesteś i jak od dawna tak naprawdę tam leżysz, mogą być zbawienne. Chociaż na dnie też wcale być nie musisz. Możesz trwać w miejscu swojego życia, w miejscu na mapie, w miejscu społecznych oczekiwań, który Cię unieszczęśliwia. Wcale nie dodaje Ci radości, odwagi, postępu. Dalej jesteś w dupie, chociaż na pierwszy rzut oka tego nie widać.





Wszystko co mam, noszę ze sobą.



RELATED POSTS

0 komentarze