Harmony Clean Flat Responsive WordPress Blog Theme

Książki, które zmieniły moje życie - "Przebudzenie" Anthony De Mello.

poniedziałek, sierpnia 17, 2015 sieczkarnia 0 Comments Category : ,

Od paru dni jestem tak mocno pod wpływem filmu "Mama" Xaviera Dolana, jak i "Przebudzenia" Anthonego De Mello. Oba wpływy są słodko-gorzkie, ale ten drugi pozostanie ze mną z pewnością na dłużej. Chociaż jakoś tak przypadkowo oba  ładnie się dopasowały, zupełnie jak puzzle.




Zanim przeczytałam "Przebudzenie" nie byłam pewna jak tam naprawdę ma ono na mnie zadziałać. Słyszałam wiele, jak pewnie i Wy, o tym jak duży wpływ na zmianę światopoglądu człowieka i jego samego ma ta książka mieć. Miałam ją oczywiście na liście do przeczytania od dawna, ale dopiero pewna rozmowa i wtrącenie cytatu z tej książki sprawiło, że sięgnęłam po nią w trybie przyspieszonym. Kiedy usłyszałam, że według De Mello wszyscy jesteśmy egoistami pomyślałam, że pora najwyższa to sprawdzić, bo sama się za takiego nie uważam. Okazało się jednak, że ni chuja racji nie miałam. Spojrzenie na świat uległo rozpierdolowi.

Miałam się zawsze za kogoś kto dobro innych przedkłada nad swoje, kto zawsze jest skory do pomocy, nie szczędzi pieniędzy dla innych, choć sobie samej często ich odmawiałam. A więc nie - nie uważałam się za śmierdzącego, egocentrycznego, samolubnego, chciwego egoistę. Tyle, że wszystkie te określenia jak się dla mnie później okazało wcale egoisty opisywać nie muszą. Nawet jeśli wychodziłam z pomocą i chciałam ratować wiele istnień ludzkich, wcale nie popychały mnie do tego zdrowe i szczere pobudki. Intencje miałam dobre, ale to właśnie nimi piekło jest wybrukowane. Zdałam sobie sprawę wręcz bardzo brutalnie, biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, że pomagałam po to, żeby sama poczuć się lepiej. Żeby pomyśleć o sobie jako o dobrym człowieku, dostrzec swoją bezinteresowność, po raz kolejny wykorzystać swoje toksyczne zapędy do ratowania innych ludzi. Bo korzystanie z tych zapędów jest uzależniające i mam to za uszami od lat. 

Zdałam sobie sprawę, że większość moich międzyludzkich kontaktów jest oparte na świńskim egoizmie. Że spotykam się z ludźmi dla swojej przyjemności, rozrywki, dobra. Po to, żeby poczuć pewien rodzaj emocji, pewien posmak bycia akceptowanym, lubianym, adorowanym, podziwianym. Po to, żeby tych ludzi wykorzystać. Czyż właśnie tak nie jest? Nawet najlepsze, najgłębsze i najprawdziwsze przyjaźnie i relacje podszyte są właśnie takimi pobudkami. Nie ma w tym nic złego, jeśli spojrzeć na to z naprawdę podstawowej perspektywy, bo moja sympatia, docenianie innych osób, odczuwanie i klasyfikowanie czegoś jako przyjaźń - nie jest fałszem. Nie zbudowałam na kłamstwie i iluzji żadnej z relacji w sposób świadomy. Ale faktycznie nie znajdę w swoim życiu takiej osoby, która mi czegoś nie daje, od której czegoś nie dostaję. Ktoś daje fun, ktoś zrozumienie, ktoś mnie słucha, z kimś mogę balować, ktoś mnie wspiera, ktoś rozumie, ktoś komplementuje, kogoś moja osoba interesuje. Co by było gdyby te elementy z tych znajomości wyrwać? Dałoby się to jeszcze na tym samym poziomie kontynuować?



Ludzie nie chcą prawdy - oni chcą pewności i bezpieczeństwa.

Gdyby nikt Ci nie powiedział, że nie będąc kochanym jest się nieszczęśliwym, byłbyś szczęśliwy. Jeszcze jedno złudzenie: że zewnętrzne zdarzenia lub inni ludzie mogą cię zranić. Nie mogą. To ty im dajesz taką władzę nad sobą.

Nie wypełniaj swej pustki osobami, nazywając to miłością. 
Rozpadające się iluzje, boleśnie ranią.


To samo dotyczy związków. Boże, to tym bardziej dotyczy związków. Pamiętasz to uczucie, kiedy wydawało Ci się, że wraz z końcem związku, relacji, skończysz się Ty? Jakim kurwa cudem ludzie żyją z takim poczuciem i wiarą w to, skoro przed poznaniem tej drugiej osoby żyli normalnie, świetnie, dobrze, niczego im nie brakowało? Oni nie byli wybrakowani. Nie ma czegoś takiego jak druga połówka. Ty już jesteś całością. Ale szukasz miłości, akceptacji, zrozumienia. Już sam początek każdej znajomości uzależnia. Tworzysz sobie w głowie ideały, idealne obrazy w które wtłaczasz tą idealną w twoich oczach osobę. Kłamstwo, iluzja. W ten akapit możesz wsadzić wszystkie swoje zauroczenia, miłostki, namiętności, toksyczne znajomości, fascynacje, związki, wszystko o zabarwieniu mniej lub bardziej romantycznym. Całe życie tkwiłam w złudzeniu, poszukując akceptacji, zrozumienia, poklasku, miłości(?). I nie jestem w tym sama niestety. Tak zaczyna się każda damsko-męska relacja, w takim charakterze trwa i tak się ewentualnie kończy.



To co Cię tak bardzo oczarowało, tkwi w twojej głowie, a nie w twojej ukochanej osobie lub rzeczy. Gdy to zrozumiesz czar zginie pod uderzeniem miecza świadomości.

Dlaczego chcesz być dla kogoś kimś wyjątkowym i poddać się tym samym jego akceptacji i osądowi? Dlaczego nie zadowala Cię to, kim po prostu jesteś?

Przypomnij sobie jak pękało Ci serce, jak byłeś pewny, że już nigdy nie będziesz mógł być szczęśliwy po utracie kogoś lub czegoś, co stanowiło tak wielką wartość dla Ciebie. Czas mijał i pozbierałeś się całkiem dobrze, czyż tak nie było?



Nawet rzeczy darzymy takimi uczuciami, które są fałszywe, zbędne i które tylko budują iluzję potrzeby, szczęścia. Nawet twój głupi laptop, prostownica, samochód, rower są dla Ciebie więzieniem. Też bym się poryczała, gdyby nagle z moim komputerem coś się stało - i czyż nie jest to żałosne? Ale tak by było bo łączę z tym przedmiotem poczucie spełnienia - bo mogę pisać, poczucie zdobywania wiedzy - bo czytam i oglądam, a nawet poczucie przynależności, bo fejsy, maile i inne gówno. Ta iluzja jest obecna w Tobie samym, we wszystkich twoich związkach z ludźmi, w rzeczach, które posiadasz. Wszędzie. Warunkujesz swoje poczucie szczęścia na koleżankach, chłopaku, pracy, dobrych ocenach, laptopie, ubraniach, wyjściach do kina, swoim psie. A co jeśli nagle tego zabraknie? Coś się zepsuje, coś się skończy, ktoś zerwie kontakt? 


Dokładnie tu i teraz jesteś szczęśliwy, ale o tym nie wiesz, ponieważ twoje fałszywe zapatrywania, twój zniekształcony obraz rzeczywistości zamknęły Cię w pułapce lęków, niepokojów, przywiązań, konfliktów, poczucia winy; wreszcie w całej gamie ról które odgrywasz, ponieważ tak zostałeś zaprogramowany. Gdybyś potrafił spojrzeć dalej niż sięga to wszystko, zrozumiałbyś, że jesteś szczęśliwy, tylko o tym nie wiesz.

Spełnienie pragnienia może co najwyżej sprawić Ci przyjemność i podniecić Cię na mgnienie oka. Nie myl tego ze szczęściem.

Szczęście jest motylem: próbuj je złapać, a odleci. Usiądź w spokoju, a ono spocznie na twoim ramieniu.



Nie wiem czy przyznanie się do tego, że ta książka tak bardzo otworzyła mi oczy jest odpowiednie. Być może większość z tych rzeczy jest Wam znana od dawna i od dawna żyjecie z ich świadomością. Może nawet stawiacie w życiu kroki ostrożnie będąc świadomym uzależniania szczęścia od warunków zewnętrznych, niebezpiecznego przywiązywania się, iluzji miłości, pewnego fałszu kontaktów z ludźmi. Ja też pewną świadomość posiadałam już wcześniej, ale teraz większość tych rzeczy zaczęło się we mnie porządnie zadomawiać. Ta książka zalała cementem te wszystkie przekonania, które do tej pory latały po moim wnętrzu swobodnie. I wiem, że nawet w najbliższym czasie przeczytam ją ponownie, o kolejnych razach nie wspominając. Nic nie stało się bardziej różowe i bardziej ładne, ale wiele rzeczy przestało mieć jakiekolwiek prawo bytu. To jest wystarczająco oczyszczające. A kiedy już wiesz, gdzie do tej pory dawałeś ciała, nie masz już prawa do wymówek, żeby zrobić w swoim życiu porządek.


Niczego się nie wyrzekać, do niczego się nie przywiązywać.



RELATED POSTS

0 komentarze