Being Badass - Mortycja
Pamiętacie serię wywiadów z niezwykłymi ludźmi, którą zatytułowałam "Being Badass" ? Udało mi się znaleźć kolejną Perełkę w sieci! Dzisiaj przed Wami Mortycja!
Mortycja jest autorką tego bloga, który jest moim ulubionym wegańskim blogiem w sieci. Poza tym mieszka we Wrocławiu (o czym również nie zapomina blogowo wspomnieć), jest uzależniona od tatuaży (kocham!), jedzenia, planszówek i czytania. W tym roku stara się przeczytać 52 książki (powodzenia!). O sobie pisze, że lubi się wymądrzać, ale ja te jej wymądrzanie na blogu bardzo, bardzo lubię. Dzięki niej w końcu poważnie zaczęłam traktować misję przejścia na freelance (o zdobyciu przez Mortycję pracy marzeń przeczytacie tutaj). Intensywnie działa na rzecz weganizmu nie tylko na blogu, ale także dla Otwartych Klatek. Dla mnie - Badass pełną gębą (wegańską!). Resztę wybroni sobie Mortycja sama!
***
1. Jak pieprzysz system na
co dzień?
Och, trochę
tego jest... Tak zwany system, czyli ogólnie przyjęte normy i
wartości, to nie moja bajka. Jak to śpiewa Ostry - „takiego
świata ja nie chcę, więc go sobie ulepszę”. Nie wierzę w
prawdy uniwersalne, kwestionuję to, co często uważa się za
normalne, przerabiam to na swoje... Nie interesuje mnie jednak bunt
dla samego buntu, chcę zmieniać świat na lepsze, jakkolwiek
banalnie by to nie brzmiało, i staram się swoje własne życie
kształtować tak, jak ja sobie je wyobrażam, a nie jak inni sądzą,
że powinno wyglądać. Wykorzystuję bunt pozytywnie, robię z niego
coś fajnego (tak mi się przynajmniej wydaje).
A jak to się
przekłada na codziennie działanie? Cóż, pół roku przed
magisterką i ukończeniem studiów podyplomowych rzuciłam to w
diabły, odeszłam z pracy (byłam panią przynieś-podaj-pozamiataj
w urzędzie skarbowym), która doprowadzała mnie do rozstroju
nerwowego i w żaden sposób mnie nie rozwijała i zaczęłam
zawodowo robić to, co zawsze mnie kręciło – pisać. „Kręci”
mnie też pomaganie innym, zwłaszcza tym, którzy sami sobie nie są
w stanie pomóc – wyrażam to poprzez bycie weganką, aktywistką
(działam w Otwartych Klatkach i raz do roku organizuję wielką
zbiórkę dla bezdomnych schroniskowych zwierzaków) i blogerką
aktywnie promującą przyjazny weganizm (nienastawiony na wojowanie z
wszystkożercami, ale pokazujący, jak fajne i łatwe jest życie na
roślinach). Kolejny objaw pieprzenia systemu – staram się
przełamywać stereotypy na temat kobiet i relacji damsko-męskich.
Na aktywne feministycznie działania jednak brak mi już czasu, więc
jedynie poprzez tematyczne wpisy na blogu staram się dawać innym do
myślenia. Mam w planie także napisanie książki z felietonami w
tym temacie.
2. Jaki byłby Twój Tyler
Durden?
Tyler robił
ogromne wrażenie, ale jedynie jako postać fikcyjna. Mój Tyler
Durden w prawdziwym świecie stawiałby na ewolucję, a nie
rewolucję. Byłby postacią łagodniejszą, o niebo bardziej
empatyczną, ale równie zaangażowaną jak ten fikcyjny. Byłby
feministą, weganinem i baaardzo aktywnym aktywistą. Ze swoją
odwagą zapewne byłby aktywistą z gatunku tych, którzy włamują
się w nocy na fermy, żeby założyć tam kamery i potem pokazać
światu, jak wygląda hodowla, o której wszyscy myślą per
humanitarna. Zamiast rozpieprzać świat, starałby się go zmieniać.
Tylko nie
myśl, że to byłby jakiś uduchowiony hipis wybawiciel. Co to, to
nie! Mój Tyler Durden potrafiłby też znakomitą puentą zgasić
trollującego wszystkożercę i zawsze znalazłby czas, żeby
wyskoczyć ze swoimi znajomymi (wśród których na pewno nie byłoby
samych wegan!) na kawę albo wódkę, pogadać o totalnych pierdołach
i powydurniać się proponując, by rzucać w ludzi z okna
ziemniakami.
3. Jaki jest Twój
wymarzony styl życia, czy może już nim żyjesz albo ile Ci do
niego jeszcze brakuje?
Myślę, że
jestem na dobrej drodze. W końcu robię to, co naprawdę lubię –
zarabiam na swojej pasji i to na moich własnych warunkach (jestem
freelancerką), często sama ustalam sobie tematy pisanych tekstów,
więc gdzie tylko mogę staram się też przemycać „wegańską
propagandę” ;) No i realizuję swoje pasje (piszę bloga, czytam
mnóstwo książek, gotuję na potęgę), pomagam innym. Sporo jednak
jeszcze brakuje do ideału... Chciałabym potrafić lepiej
organizować sobie czas, bo póki co jestem jednym wielkim chodzącym
chaosem. W moim wymarzonym stylu życia jest też miejsce na podróże,
bliskie i dalekie, a i na to obecnie brak mi, niestety, czasu...
Ogólnie mój wymarzony styl życia to życie w stylu slow, takie, w
którym jest miejsce i na pracę, i na leżenie do góry brzuchem,
pielęgnowanie relacji, celebrowanie chwil (wysiadywanie w ulubionej
kawiarni z książką, wspólne rodzinne gotowanie i granie w
planszówki, wycieczki rowerowe i tego typu proste przyjemności). Im
jestem starsza, tym bardziej doceniam proste życie, proste
przyjemności, bez dramy i niepotrzebnego komplikowania sobie życia.
4. Które konwenanse i
stereotypy jeszcze trzymają Cię w garści, a którym już kopnęłaś
w dupę?
Ciężkie
pytanie, bo trudno mi spojrzeć na siebie z dystansu i ocenić, czego
mi jeszcze brakuje do bycia w pełni sobą. Na co dzień raczej
skupiam się na pozytywach i dążeniu do celu, a nie na tym, co mi
nie wychodzi czy czego mi brakuje... Na pewno kopnęłam w dupę
stereotypy dotyczące wieku („w twoim wieku przecież nie
wypada...”, „w twoim wieku powinnaś być poważna!” itp.),
kobiecości (ha, w końcu jeszcze niedawno miałam niemal całą
głowę ogoloną i nie czułam się przez to ani odrobinę mniej
kobieca, a i na brak powodzenia nie narzekałam, więc w chyba w tej
pewności siebie i czuciu się dobrze we własnym ciele coś musi
być), miłości i seksu (kiedyś strasznie trzymałam się tego
powiązania seksu ze związkiem, broniłam się przed pójściem do
łóżka na pierwszej randce czy z facetem, z którym wiedziałam, że
żadnej relacji nie będzie, a dziś wiem, oczywiście na podstawie
własnych doświadczeń, że to nie zawsze się ze sobą łączy i
nie ma nic złego ani w związku bez seksu albo w seksie bez
związku), pracy czy jedynego słusznego stylu życia.
Wydaje mi
się, że to, co może mnie ograniczać, to to, że wciąż jestem
zbyt grzeczna, wciąż za mało myślę o sobie, a za dużo o
innych... Chodzi mi oczywiście o moich najbliższych – mam
wrażenie, że za często przedkładam ich potrzeby nad moje, nawet
gdy totalnie nie mam na to ochoty... Po prostu jestem wobec nich zbyt
mało asertywna... A przecież zdrowy egoizm nie jest zły. Czasem
(podkreślam słowo: czasem!) trzeba pomyśleć tylko i wyłącznie o
sobie.
***
I co sądzicie o moim kolejnym Badassie?
Dajcie koniecznie znać, jeśli znacie kogoś kto na ten tytuł zasługuje!
0 komentarze