Being Badass - Another Man's Tenderloin
Tak jak obiecałam, mam dla Was kolejną porcję Being Badass. Bella Blumchen była pierwsza (dziękuje!), a teraz przyszła pora na Gosię z Another Man's Tenderloin (dziękuje :D !).
Jestem fanką Gosi i Lee oraz ich życia (czyli ich przyjaciół, rodziny, podróży, podejścia do życia) od dawna. Jej blog to był obok The Adamant Wanderer i Bzu, mój pierwszy kontakt z blogosferą. Dlatego niesamowicie jaram się jej obecnością u mnie :D Raz jeszcze baaaardzo dziękuje! I wyganiam Was na jej bloga!!! Raz, dwa!
***
Cześć,
jestem Gosia. Od kilku lat, na blogu Another Man’s Tenderloin, dzielę się
migawkami z naszego życia. My to ja, mój małżon Lee i nasz kot.
Muszę
wyznać, że taka samoanaliza podkopuje nieco moją pewność siebie, uświadamia mi
bowiem, że idę przez życie trochę na oślep. Nie wiem do końca jak chcę
je przeżyć, ani co chcę osiągnąć, wiem za to jakie życie mnie nie
rajcuje i na jakie kompromisy nie zamierzam iść, przynajmniej na razie.
Posiadanie
u swojego boku kogoś, kto myśli tak samo jak ja, pozwala mi wierzyć, że nie
błądzę, choć istnieje szansa, że błądzimy oboje.
1. Jak pieprzysz
system na co dzień?
Ku
wsparciu większości przyjaciół i zdziwieniu większości rodziny nie realizujemy
typowego amerykańskiego planu. Nie kupiliśmy domu. Nie wyprawiliśmy wesela. Nie
mamy samochodu. Nie przepadamy za dziećmi. Nigdy nie mieliśmy karty kredytowej.
Urządzamy mieszkanie meblami znalezionymi na ulicy. Nie jemy tego, co jest
podstawą standardowej amerykańskiej diety (słusznie zresztą skracanej do SAD!).
Nie mamy kredytu studenckiego. Nie kupujemy co roku nowych ubrań. Nie mamy
telewizora. Nie wiemy gdzie będziemy za rok.
2. Jaki
byłby Twój Tyler Durden?
Mam taką
towarzysko wstydliwą przypadłość, że zapominam filmy natychmiast po ich
obejrzeniu. Po tygodniu, miesiącu, czy roku Lee pamięta całe fabuły i
wszystkich aktorów, dla mnie nawet tytuł nie brzmi znajomo. Czytając pytanie
nie wpadłam więc nawet na to, że o Fight Club tu chodzi. Wujek Google odświeżył
mi trochę pamięć.
To
zabawne, ale moja jaźń rozdwojenia doznaje wyłącznie na blogu. Lubię utrwalać
na nim to, co sprawia mi przyjemność. Lubię też dokumentować brzydkie strony
życia, ale nie dokumentuję brzydkich stron naszego życia. Na blogu, obok
podróży, przyjaciół i dobrego jedzenia, gęsto zatem ściele się trup, koci
pawik, pan menel i miejska szpetota, ale blog nie ukazuje tych dni, w których
psioczę, płaczę, rzucam kurwami, kłócę się z Lee i trzaskam drzwiami. Jeśli
zdarza mi się zupełnie tonąć we frustracji i muszę nie tylko się
wygadać, ale i wypisać, moje narzekania pojawiają się pod tagiem ‘remarks by my
alter ego’. Mój Tyler Durden osobną jaźnią staje się tylko w blogosferze.
3. Hajs czy progres?
Moim
zdaniem oba są przereklamowane. Ślepa pogoń za kasą czy karierą jest dla mnie
tak samo mało zrozumiała jak ślepa pogoń za nieustannym rozwojem osobistym. Mam
wrażenie, że wszyscy wokół mnie zaciekle pedałują w oczami utkwionymi na
nagrodzie - kolejnym szczebelku kariery, kolejnym zerze w sumie na koncie,
kolejnym certyfikacie czy kolejnym robiącym wrażenie hobby. Jeśli te
osiągnięcia są źródłem szczęścia - świetnie. Ale może też być tak, że życie
szybko się kończy i okazuje się, że nigdy nie zdążyliśmy zsiąść z rowerku i
nacieszyć się tym, co już mamy i tym, kim już jesteśmy.
4. Jaki jest Twój
wymarzony styl życia i ile Ci do niego brakuje?
Wymyślamy
sobie z Lee takie różne utopijne rozwiązania, które pozwoliłyby nam połączyć
sprzeczne style życia, do jakich nas ciągnie. Na przykład: lubimy
przeprowadzki, zmiany otoczenia i resetowanie systemu. Ale lubimy też być w
jednym miejscu, gromadzić książki i koce, mieć ogródek i kota. Przegadaliśmy
wiele nocy o tym jak fajnie byłoby mieć kilka zaprzyjaźnionych par, rodzin czy
singli rozsianych po świecie, z mobilnymi źródłami utrzymania, z którymi
moglibyśmy prowadzić ciągłą rotację mieszkań. Takie rozwiązanie pozwoliłoby
połączyć też inne wykluczające się ciągoty: miasto/wieś, kozy/nie wstaję przed
południem, zawsze w swetrze/nigdy w swetrze, morze/góry. Wiem, wiem, utopia,
ale o niej właśnie marzę.
5. Które
konwenanse i stereotypy jeszcze trzymają Cię w garści, a którym już kopnęłaś w
dupę?
Dumam i
dumam nad tym pytaniem, i nie potrafię znaleźć konwenansu, który wyciągałby ze
mnie pokłady konformizmu. Unikam pakowania się w sytuacje, w których zmuszona
byłabym robić coś wbrew sobie. Czasem przebiega mi przez głowę, że może moja
garderoba powinna nieco dorosnąć, ale i tak zawsze się kończy na tym, że latam
w umorusanych trampkach.
A
stereotypy... Chyba wszyscy się nimi do pewnego stopnia podpieramy? Pierwszy,
który przychodzi mi do głowy, to język. Choć sama przeklinam jak szewc i
zapominam o przecinkach, to oceniam innych na podstawie tego jak mówią i piszą
(w języku ojczystym). Błędy ortograficzne i używanie słów, których znaczenia
się nie rozumie, to według mnie spory obciach.
Zdjęcia są własnością Gosi.
8 komentarze