Harmony Clean Flat Responsive WordPress Blog Theme

Nie wstydzę się, że mam depresję.

środa, kwietnia 15, 2015 sieczkarnia 4 Comments Category : ,

Nie ma chyba tekstu o chorobach psychicznych mojego autorstwa, po którym nie stykałabym się z pytaniami jak to jest, że ja nie wstydzę się tego o czym większość osób mówić nie chce. Po tych kilku tekstach w którym odkrywam karty tego zjawiska, dostałam sporo maili osób chorych tak jak ja, z różnych środowisk, z różnym przebiegiem choroby, którzy też chcieliby tak otwarcie o tym mówić, bo czują że wstyd nie jest tym co powinni odczuwać. Ja też myślę, że nie powinni się wstydzić. Ale to nie jest kraj dla psychicznie chorych ludzi. Owsiak jeszcze długo dla nas nie zagra.


depresja wstyd choroba psychiczna

Ktoś kto nie styka się z chorobą psychiczną na co dzień pewnie myśli, że jednak dotyczy ona zdecydowanej mniejszości ludzi wokół. Z tego co ja widzę tych ludzi jest cholernie dużo. Same grupy facebookowe do których należę, a które zbierają ludzi chorych na depresję, ChAD, schizofrenię, wszelkie zaburzenia osobowości, fobie, lęki, nerwice etc. liczą TYSIĄCE osób. Dostałam dziesiątki maili osób chorujących, które cieszą się, że piszę o tym otwarcie i codziennie zmagają się ze stygmatyzacją. Do mojego psychiatry zapisuję się dwa miesiące z wyprzedzeniem, a i tak grzeję ławkę w poczekalni po kilka godzin. W szpitalach z tego co wiem większość łóżek jest zazwyczaj zajęta. O terapię na NFZ naprawdę ciężko. Prywatnie psychiatrzy i terapeuci też nie narzekają na zbyt dużą ilość wolnego czasu. Przynajmniej raz na tydzień słyszę jakieś newsy dotyczące osób, które mają takie problemy. Jakieś próby samobójcze, powieszenia, przedawkowania, wóda i tabletki, skoki z mostów. Mogłabym długo wymieniać osoby z mojego najbliższego otoczenia, które się NIE LECZĄ, a zdecydowanie powinny. Proszę sami policzcie ilu wokół was jest chorych osób i podzielcie się tym w komentarzach, bo tak naprawdę każdy z nas ma wokół siebie kogoś z problemami natury psychicznej. I nie chodzi o zabawę w psychiatrę, bo większość przypadków jest oczywista.

Można by naginać fakty i statystyki, żeby przerazić społeczeństwo i wywrzeć jakieś wrażenie, które mogłoby rozpocząć dyskusję. Ale za cholerę nie trzeba niczego w tym temacie koloryzować. Za 5 lat depresja będzie drugim problemem zdrowotnym na świecie. Na razie jest czwarta, ale skoro za 5 lat będzie druga, to co stanie się za 10, 15 lat... Teraz można mieć na to brzydko mówiąc wyjebane i dalej ogarniać swoje codziennie życie, ale za 5 lat nie wstać po prostu do pracy i mieć trudności z każdą czynnością, bo w życiu pojawi się depresja. Naprawdę jest tak, że wiemy wszystko o mediach społecznościowych, świetnie ogarniamy technologię, ale nasz własny mózg i jego stan jest dla nas zajebistą zagadką.


"Największym głupstwem jest poświęcenie zdrowia dla czegokolwiek, dla majątku, kariery, uczoności, sławy, nie mówiąc już o rozkoszy i przemijających uciechach; przeciwnie jemu należy wszystko podporządkować."
Schopenhauer


Myślę, że faktycznie nie ma w tym niczego dziwnego, że ktoś kto obecnie żadnej styczności z np. depresją nie ma, wcale się tym nie interesuje. To naturalne, ja też nie czytam o chorobach nowotworowych czy cukrzycy. Nie widzę w tym też sama żadnego sensu, bo niezdrowe jest ładowanie w siebie informacji negatywnych i sama tego unikam jak mogę. Uważam wręcz, że może to działać jak samospełniająca się przepowiednia. Nie chcę przyciągać do mojego życia czegoś złego. I uważam, że nic mi nie da teraz jakaś stworzona przeze mnie profilaktyka zdrowotna czy obszerna wiedza o chorobie. Nie w takim stopniu, że mogłabym faktycznie jakiejś dolegliwości uniknąć. Ufam oczywistym receptom na zdrowe życie, ale myślę, że nie na wszystko mamy wpływ.

Chciałabym jednak, żeby wszystkie osoby chorujące i te, które mają takie w swoim środowisku powinny podnieść tę rękawicę i rozpocząć dialog. Taką malutką batalię. Najpierw same ze sobą. Jest przecież tak wielu z nas, którzy wiedzą, że coś jest ewidentnie nie tak, ale boją i wstydzą się pójść do psychiatry. Nie potrafię  do tego w żaden sposób nikogo zmotywować, bo sama nie miałam z tym problemu. Dla mnie moje zdrowie było problemem i to tym trzeba było się zająć. Tak, przerywałam leczenie sporo razy, ale to są właśnie "uroki" mojej dolegliwości. Nieufność i zwyczajne niegodzenie się z tym, że ma się problem. Mimo to opinia innych ludzi dla mnie nie istniała. Do tej pory nie istnieje i żadnego śmiałka z uprzedzeniami jeszcze nie spotkałam. A gdybym na takiego jednak trafiła to na pewno dałabym sobie radę. I wiem, że każdy dałby sobie radę. Gdyby tylko postawił siebie i swoje samopoczucie na pierwszym miejscu. A wtedy to co inni pomyślą i powiedzą całkowicie straciłoby na znaczeniu. Jasne i płaskie są argumenty, że przecież nadciśnienia czy raka byśmy się nie wstydzili, każdy wie że w taki sposób można to sobie zargumentować. Jako społeczeństwo żyjemy po prostu w przekonaniu, że choroba psychiczna to wstyd, choć tak naprawdę nie wiemy jak głęboko w naszym otoczeniu ten stereotyp się zagnieździł. I jak wielkim jest problemem sama obecność tego typu dolegliwości. 

Poza tym tak naprawdę jakie to ma znaczenie? Czy ktoś się dowie, co ktoś powie? Przecież lecząc jakieś inne dolegliwości nie chodzimy po rodzinie i znajomych i nie oświadczamy wszem i wobec, że mamy to, to i to. Otwartość mówienia o chorobach psychicznych to nie bezsensowne epatowanie problemem. To umiejętność przyznania się bez poczucia winy i wstydu, ale niekoniecznie forma publicznego coming out'u, który sprawia dyskomfort i musi charakteryzować się jakąś wielką odwagą. Większość ludzi, których znam nie ma w ogóle pojęcia o tym, że ja choruję. A ja nie mam zielonego pojęcia o ich problemach. Bo być może koleżanka ze szkolnej ławki zmaga się z nerwicą albo co miesiąc prowadzi pod rękę mamę z depresją do psychiatry. Ludzie z którymi jestem blisko wiedzą o problemie praktycznie od początku i nie zmieniło się zupełnie nic. Nikt mnie nie kamieniował, nikt nie obrzucał wyzwiskami na ulicy, nikt ze znajomych nie usunął z Facebooka (to prędzej ja usuwam). Nie było żadnej tragedii jak już się ktoś dowiedział. Ale też nie odczuwam potrzeby rozpoczynania każdej konwersacji od tego jak źle się czuję i na co choruję i co mi dokucza i jak mam przejebane. Właśnie wręcz przeciwnie, mam już tego wszystkiego tak dużo, że chętnie uciekam od tej tematyki rozmawiając z ludźmi, których dawno nie widziałam. Czasem coś ściemnię, żeby ułatwić sobie i tej osobie przebieg rozmowy. Często nie mam ochoty na nic więcej niż small talk. Ale postawiona pod ścianą nie zaprzeczałabym, że mam takie problemy. Powiedziałabym - tak i co z tego? 

A że o tym piszę otwarcie na blogu. Dla mnie to mniejszy ekshibicjonizm niż dzielenie się codziennie z publiką każdym szczegółem i elementem swojego życia. Prędzej napiszę o tym, że jestem w depresji, niż o tym jak mi minął tydzień, co jadłam, co kupiłam itd. Nie żeby to drugie było złe, po prostu jestem typem pierwszym i tak już mam. Zawsze czułam potrzebę walki o prawdę i sprawiedliwość. Lubię o sobie myśleć jak o kimś, kto ma okazję coś zmienić, przecierając pewne szlaki. Każy ma taką możliwość. I to jest właśnie ta szansa.

Swobodę mówienia o sobie takim jakim się jest powinniśmy odczuwać i mieć wszyscy. Jakie to piękne by było, być takim otwartym i czuć w sobie to wewnętrzne dziecko, które nie zna zakłamania, poczucia winy, lęku, strachu przed oceną i wstydu przez odrzuceniem. Tym bardziej gdy dzięki temu możemy zmieniać świat na lepsze. Bo jeśli osoba po osobie będziemy ujawniać swoje poważne, realistyczne problemy to być może osoba po osobie będziemy pozbywać się uprzedzeń i konfrontować swoje stereotypy z rzeczywistością. A nawet ratować ludzkie istnienia. Bo przez wstyd, uprzedzenia i strach ludzie umierają.


                                 
Blogasek ma nowy, zajebisty wygląd! Wszystko zawdzięczam mojemu uzdolnionemu Szwagrowi i jestem mega happy! :) Niestety nie mam żadnych komentarzy, dlatego liczę na nowy dialog, a tych którym nie odpowiedziałam, a na to liczyli przepraszam i proszę, żeby się upomnieli.

_________________________________________________________________________________



P.S. - Jeśli masz ochotę podzielić się swoją historią - pobytem w szpitalu psychiatrycznym, życiem z chorobą psychiczną albo wygraną walką z depresją, pisz na sieczkarnia@onet.pl . Oczywiście zachowasz całkowitą anonimowość i wolność słowa, a dzięki Tobie obraz osób chorych psychicznie trochę złagodnieje. Masz także szansę na to, żeby pomóc osobom, które chorują tak jak Ty i straciły nadzieję na poprawę i na dobre, fajne życie.

RELATED POSTS

4 komentarze