Being Badass - Zosia
Zosia, Zośka, Zosieńka. Kolejna bohaterka Being Badass. Bardzo interesująca osoba, więc wyjątkowo mocno zachęcam do przeczytania poniższego wywiadu.
Przez życie inaczej to niesamowity blog. Autorka - Zosia - pisze o rzeczach, które dla mnie, badassa z krwi i kości są niesamowicie cenne i interesujące. Jak sama o sobie mówi - naprawdę kopie system w dupę i ja to doskonale widzę i bardzo doceniam. Poza tym jest lekko oderwaną od brutalnej rzeczywistości, kochającą książki, kuchnię, podróże i kolorową biżuterię młodą kobietą. Pisze o współczesnym świecie i robi to w sposób, który mnie powala na kolana. Zapraszam na wywiad z Zosią, autorką bloga Przez życie inaczej.
1. Jak pieprzysz system na co dzień?
Pieprzyć... lubię to słowo. Jeszcze nie bluźnięcie, ale już nie "pierniczenie" potulnej owieczki. Swoją drogą - polecam "Pan nie jest moim pasterzem" Marii Peszek tym, którzy uważają wyłącznie beczenie za odpowiednie do życia.
"System" to pojęcie względne, ja z nikim i niczym nie prowadzę wojny. Jedynie sprzeciwiam się zastanemu porządkowi świata i społeczeństwa. Nie cierpię fałszu, obłudy i słodzenia, więc od tego stronię i głośno wyrażam swoje niezadowolenie, gdy ktoś zachowuje się w ten sposób w stosunku do mnie.
Mierzi mnie marazm i bierna postawa nastawiona na konsumpcję, więc już dawno wypisałam się z takiego systemu wartości. Mam swoje zdanie i nie boję się głośno go wyrażać. Walę prawdę między oczy, a gdy komuś się nie podoba, to już jego sprawa, ja nie powiem "żartowałam", skoro tak nie było.
Świadomie podejmuję decyzję, by pisać o prawie do aborcji, o obowiązku pomocy uchodźcom, o feminizmie i LGBT, seksie, wojnie, instynkcie antymacierzyńskim i przyznaję się do tego, o czym wszyscy myślą, ale nikt nie powie głośno (jak chociażby o tym, że nie wzięłabym udziału w wojnie)- wiem, że te słowa wywołają lawinę niewybrednych komentarzy. Ale to nie powstrzymuje mnie przed publikacją, bo tak długo jak wierzę, że moje teksty mogą zmienić coś w światopoglądzie innych, będę je tworzyć.
Pieprzę system, gdyż nie umiem siedzieć cicho, nie wiem, co to znaczy "dopasować się", nie boję się oceny i tego, co mówią o mnie inni. Swoimi tekstami staram się zmieniać podejście innych do świata. Nie biorę udziału w wyścigu szczurów i nie wypruwam sobie żył dla kariery czy pieniędzy, bo to sprawy trzeciorzędne. Dla mnie liczy się wolność, niezależność i indywidualizm, wyrażany na wszelakie sposoby (a to, zdaje się, także nie podoba systemowi).
2. Jaki byłby Twój Tyler Durden?
Mój Tyler byłby nie z tej ziemi. Zamiast przykładnie kursować na trasie dom - praca, on walczyłby o lepsze jutro. Nie bałby się szeptać, nawet jeśli wszyscy ignorowaliby krzyk. Nie cofnąłby się przed niczym, by zrealizować swoje cele. Całkowicie odciąłby się od zależności społecznych, mimo że nadal działałby dla tych, od których społeczeństwo się odwróciło. Kradłby bogatym i dawał biednym, ale pod warunkiem, że te dary byłyby jedynie wezwaniem do samodzielnego działania - Tyler nie wierzyłby w metodę ryby, on działałby wędką. To rebel, pacyfista i aktywista. Odpowiedzialny człowiek, który czuje się w obowiązku, by zmieniać świat na lepsze, bo w końcu, co jak co, ale jedyny nasz dom na to zasługuje. A przy tym – rozwijałby swoje pasje, podróżował i nie znałby słowa „nuda”.
No patrzcie...chyba staję się Tylerem w spódnicy. Już dawno przeniosłam postać fikcyjną na grunt codzienności. Działam, podróżuję, piszę, żyję.
Nie warto wierzyć w autorytety, lepiej jest samemu dla siebie stać się wzorem.
3. Jaki jest Twój wymarzony styl życia, czy może już nim żyjesz albo ile Ci do niego jeszcze brakuje?
Wymarzony styl życia to wolność. Może i jestem nudna, wciąż to powtarzając, ale nie liczy się dla mnie nic innego. Od dłuższego już czasu działam w duchu zasady "nic nie muszę, wszystko mogę". Powoli, ale z uporem spełniam swoje marzenia. Coraz więcej piszę, coraz więcej czytam. Mam pasję, które realizuję. Co jakiś czas zadaję sobie pytanie "Czy Zosia chodząca do przedszkola byłaby dumna z tej Zosi, którą jestem dziś?" Gdy odpowiedź jest twierdząca, pracuję nad sobą jeszcze intensywniej, rozwijając swój umysł na równi z ciałem. Gdy z kolei odpowiadam "nie", to znak, że należy coś zmienić.
Tak już było, za każdym razem zaczynałam od nowa. Wierzę w twierdzenie, że tylko krowa nie zmienia poglądów, więc nie boję się przejść z jednego obozu światopoglądowego do drugiego. Wczoraj byłam kimś zupełnie innym niż jestem dziś, ale to nic złego. To piękne – tylko prawdziwy progres daje siłę i kopa do dalszego działania. Ważne, by czuć się dobrze we własnej skórze i umieć sobie odważnie spojrzeć w oczy.
Jeśli umiesz spędzać czas sam ze sobą, to znaczy, że wymarzony styl życia się ziszcza. Dla mnie to określenie wcale nie oznacza blasku jupiterów, sławy i morza pieniędzy. Nie, to autentyczne obcowanie z ludźmi podczas podróży, godziny przegadane z moją mamą przy kuchennym stole, doskonalenie warsztatu pisarskiego, walka z chorobą. To zadowolenie z wczoraj, uśmiech dziś i nadzieja na jeszcze lepsze jutro.
4. Które konwenanse i stereotypy jeszcze trzymają Cię w garści, a którym już kopnęłaś w dupę?
Kopnęłam w dupę już niemało stereotypów. Byłam łysa, jestem wytatuowana, zdarza mi się popierać skrajną lewicę, choć prawicą też nie pogardzę. Nie mam znajomych, którzy gadają o modzie i trendach albo imprezach, bo mnie to nie kręci. Zamiast iść na piwo, wolę przy blasku świec poczytać książkę albo posłuchać ZAZ.
Kiedyś starałam się dopasować, być "zwyczajną", ale...raz, że nie umiem, a dwa, że odbiło się to na moim zdrowiu. Dziś już wiem, że płacz nic nie zmieni. Nasz umysł jest ściśle związany z zachowaniem i ciałem, nie da się ich odseparować od siebie.
Albo coś robię na 1000% procent albo wcale. Jak kocham, to do szaleństwa; jak nienawidzę, to po grób; jak coś mówię, to dosadnie; jak pracuję lub wykonuje jakieś zlecenie, to wypruwam sobie żyły. Dla mnie półśrodki nie istnieją. Uwielbiam życie „na spontanie”, ale już na starcie jestem świadoma konsekwencji tego, co postanawiam.
Czegokolwiek bym nie robiła, zawsze słucham mojego serca i sumienia. Jeśli one nie mają nic przeciwko decyzjom, które podejmuję, to kontynuuję swoje poczynania.
W życiu projekty i pomysły na siebie i świat dzielę na dwie grupy: te, które są w pełni „moje” i przy nie ma żadnego „ale” i te, z którymi niekoniecznie pewnie się czuję – mam z tyłu głowy lampkę ostrzegawczą i zawsze jej słucham. Było parę momentów w przeszłości, gdy ją zignorowałam i źle się to dla mnie skończyło.
Jedyne, co mnie jeszcze ogranicza, to mój wiek i pieniądze. Mimo że czuję się starszą niż jestem, to niestety prawo i „konwenanse” mówią swoje. Muszę ogarnąć szkołę, mimo że wolałabym pracować i zbierać na podróż dookoła świata. Nie mogę rzucić wszystkiego i wyjechać do Nowej Zelandii, bo tysiące złotych na wyjazd nie spadną mi z nieba. Jednak wiem, że za jakiś czas, zarówno jedna jak i druga przeszkoda znikną. A wtedy….hulaj dusza, piekła nie ma i nie żałuj.
0 komentarze