Czy poradzisz sobie sam?
Męczę Was od paru dni grupą, którą założyłam, a która ma gromadzić ludzi, którzy chcą być na TAK. Dla mnie to bardzo istotna kwestia i inicjatywa i nawet jeśli grupa mi się rozpadnie, a wszyscy mnie oleją, ja dalej będę walczyć. Chciałam zrobić coś takiego od bardzo dawna i teraz jest idealny moment. Idealny, bo tak sobie postanowiłam. Ale mimo większego działania ostatnio i tak mam pewne wątpliwości i to chyba jest całkiem normalne.
Są rzeczy do których nie potrafię się przemóc i mocno z tym walczę. Tak jest trochę z pływaniem. Bo kupiłam ten strój, karnet mogę mieć za friko, więc nic tylko korzystać. Ale mam z tym pewne problemy i ciągle nachodzą mnie jakieś wątpliwości. A to czasu nie mam, a to nie po drodze mi tam itd.
Podobnie jest z tworzeniem grafik czy robieniem zdjęć na bloga. Chciałabym Wam wrzucać tutaj zdecydowanie więcej zdjęć i chciałabym, żeby właśnie były one nieidealne. Krzywe, nieostre, do dupy. Czemu nie? Podobnie z tworzeniem grafik. Nic tylko usiąść do tej Canvy i stworzyć coś na bloga albo grupę.
I ten nieszczęsny webinar. Od czego zacząć, jak to ugryźć, co z tym zrobić. A bardzo chciałabym mieć z Wami też tego rodzaju kontakt, bardzo, bardzo.
Tyle, że kończę już z wymówkami. Nie wiem na jakim etapie jesteście Wy, ale ja wyszłam ostatnio w krótkiej sukience, odsłaniając nogi. Za chwilę zabiorę się za nieidealne teksty na tego blogaska. Nieistotne czy przeczyta je pięć osób czy dwadzieścia pięć. Za moment zacznę szukać info o tym jak stworzyć ten webinar, od czego zacząć. Dzisiaj się tego właśnie dowiem. Potem wezmę się do roboty i zacznę tworzyć plan pisania tego nieszczęsnego poradnika. Nie chcę mieć pięknego nierezultatu. Nie chcę mieć martwego bloga. Bladych nóg. Nienapisanego poradnika. Niezrobionego webinaru. Nie zrealizowanych akcji związanych z copywritingiem. Stworzenia portfolio w planach. Nieużywanego stroju kąpielowego. Świat zapowiada mi, że będzie trochę przepraw. Cytując Łonę - te nienapisane posty na bloga dadzą mi w kość. Te nienapisane jeszcze teksty na hajsy zajmą mi długie godziny. Te przyszłe dni w które muszę i chcę tyrać w kiecce też na mnie czekają. Te siniaki, które pojawią mi się podczas zabawy z rurką będą boleć. Nie chcę, żeby minął mi termin na życie. Znam to już na pamięć. Może by więc tak od siebie wziąć się w garść tak naprawdę mocno w chuj? Czemu nie, tego jeszcze nie było.
Tych okazji na bycie na tak ciągle jeszcze mało. Chcę więcej i nie mówcie mi proszę, że to górka. Bo ja to doskonale wiem. Ale jeśli mam się jakoś wytłumaczyć, to to zrobię. Widziałam w życiu trochę dziwactw (znów za Łoną) i trochę swojej energii na dziwactwa też poświęciłam. W depresji czy w dołku człowiek jest w niewoli. Wiecie więc jak ja się teraz czuję? Jakbym urodziła się na nowo. Serio. Jakbym teraz wyszła z łona matki i miała dopiero start tej całej imprezy. I myślę, ze póki działam w rozsądnych granicach, to jest naprawdę okej. A właśnie w takich granicach działam. Nie chcę oddać nerki, nie biorę tysięcy w pożyczkach, nie jadę w pizdu bez hajsu, nie hajtam się, nie robię sobie dziar, nawet nie piję alkoholu. Myślę, że to działanie które ja uskuteczniam jest okej. Że pisanie jest wporzo. Zarabianie jest dobre. Czytanie jest okej. Nawet planowanie nie robi nikomu żadnej krzywdy.
No więc chcę zakręcić swoim życiem naprawdę mocno, jak bączkiem. Nadchodzi więc pytanie - czy dam radę sama? Czytam fajną książkę, o której pewnie Wam napiszę i czytając ją dochodzę do wniosku, ze trzeba dać radę samemu. Że mogę przeczytać gdzieś o tym jak zrobić ten newsletter, ale robota to moja działka. Mogę się dowiedzieć gdzie na tej rurze mogę szaleć, ale szaleć będę już jednak sama. Mogę nawet stworzyć tę grupę dla ludzi, którzy chcą być na TAK i starać się z całych sił, żeby pykło, ale rozwój należy już tylko i wyłącznie do mnie. Nikt za mnie na ten basen nie pójdzie, nikt za mnie nowej muzy nie przesłucha, nikt nie zrobi za mnie pikniku. Niczego nikt za mnie nie zrobi. A wiecie co - długi czas myślałam, że to właśnie wsparcia potrzebuje. Że świat jest tak zbudowany, że zawsze, ZAWSZE trzeba mieć kogoś, kto zrobi coś z nami. Gówno prawda.
Jest bardzo dużo fajnych i serdecznych ludzi, którzy mogą Ci doradzić. I zajebiście, ze tacy ludzie istnieją. Ale szczerze? Nawet oni Ci nie pomogą. Sam musisz we wszystkim tyrać i sam się starać. Dlatego od dziś postanawiam mniej pytać i więcej działać. Serio, odpuszczę sobie zasięganie opinii. To nie ma sensu. Bo nawet jeśli ktoś mi fajnie odpowie i doradzi, to potem i tak zostaje sama z pewną wiedzą. I ode mnie zależy czy ją wykorzystam. Wszystko jest już w moich rękach. Dlatego ogłaszam - choćby chuj na chuju stanął, to w lipcu będzie webinar. Nie wiem o czym jeszcze, nie wiem też jak się to robi, ale będzie. Nostalgicznie spojrzałam w okno po tym wyznaniu, bo chyba się zdygałam. Cykam się i nie ma w tym żadnej tajemnicy. Ale powiedz - jaja trzeba hodować nie? Moje od jakiegoś czasu znów rosną, więc trzeba kuć żelazo póki gorące. I tak - mój webinar będzie bardzo nieidealny. Nieidealne będą też związane z nim grafiki, nawet plan webinaru będzie bardzo nieperfekcyjny. Ale pokonam kolejną przeszkodą do sukcesu i wyzwolenia. Bo tego drugiego bardzo każdemu z nas potrzeba.
Jak ktoś chce być na TAK - wbijać na grupę. A teraz uroczyście spadam do pisania kolejnych tekstów. Trzeba zapełnić to miejsce dobrym contentem. Ahoj!
Podobnie jest z tworzeniem grafik czy robieniem zdjęć na bloga. Chciałabym Wam wrzucać tutaj zdecydowanie więcej zdjęć i chciałabym, żeby właśnie były one nieidealne. Krzywe, nieostre, do dupy. Czemu nie? Podobnie z tworzeniem grafik. Nic tylko usiąść do tej Canvy i stworzyć coś na bloga albo grupę.
I ten nieszczęsny webinar. Od czego zacząć, jak to ugryźć, co z tym zrobić. A bardzo chciałabym mieć z Wami też tego rodzaju kontakt, bardzo, bardzo.
Tyle, że kończę już z wymówkami. Nie wiem na jakim etapie jesteście Wy, ale ja wyszłam ostatnio w krótkiej sukience, odsłaniając nogi. Za chwilę zabiorę się za nieidealne teksty na tego blogaska. Nieistotne czy przeczyta je pięć osób czy dwadzieścia pięć. Za moment zacznę szukać info o tym jak stworzyć ten webinar, od czego zacząć. Dzisiaj się tego właśnie dowiem. Potem wezmę się do roboty i zacznę tworzyć plan pisania tego nieszczęsnego poradnika. Nie chcę mieć pięknego nierezultatu. Nie chcę mieć martwego bloga. Bladych nóg. Nienapisanego poradnika. Niezrobionego webinaru. Nie zrealizowanych akcji związanych z copywritingiem. Stworzenia portfolio w planach. Nieużywanego stroju kąpielowego. Świat zapowiada mi, że będzie trochę przepraw. Cytując Łonę - te nienapisane posty na bloga dadzą mi w kość. Te nienapisane jeszcze teksty na hajsy zajmą mi długie godziny. Te przyszłe dni w które muszę i chcę tyrać w kiecce też na mnie czekają. Te siniaki, które pojawią mi się podczas zabawy z rurką będą boleć. Nie chcę, żeby minął mi termin na życie. Znam to już na pamięć. Może by więc tak od siebie wziąć się w garść tak naprawdę mocno w chuj? Czemu nie, tego jeszcze nie było.
Tych okazji na bycie na tak ciągle jeszcze mało. Chcę więcej i nie mówcie mi proszę, że to górka. Bo ja to doskonale wiem. Ale jeśli mam się jakoś wytłumaczyć, to to zrobię. Widziałam w życiu trochę dziwactw (znów za Łoną) i trochę swojej energii na dziwactwa też poświęciłam. W depresji czy w dołku człowiek jest w niewoli. Wiecie więc jak ja się teraz czuję? Jakbym urodziła się na nowo. Serio. Jakbym teraz wyszła z łona matki i miała dopiero start tej całej imprezy. I myślę, ze póki działam w rozsądnych granicach, to jest naprawdę okej. A właśnie w takich granicach działam. Nie chcę oddać nerki, nie biorę tysięcy w pożyczkach, nie jadę w pizdu bez hajsu, nie hajtam się, nie robię sobie dziar, nawet nie piję alkoholu. Myślę, że to działanie które ja uskuteczniam jest okej. Że pisanie jest wporzo. Zarabianie jest dobre. Czytanie jest okej. Nawet planowanie nie robi nikomu żadnej krzywdy.
No więc chcę zakręcić swoim życiem naprawdę mocno, jak bączkiem. Nadchodzi więc pytanie - czy dam radę sama? Czytam fajną książkę, o której pewnie Wam napiszę i czytając ją dochodzę do wniosku, ze trzeba dać radę samemu. Że mogę przeczytać gdzieś o tym jak zrobić ten newsletter, ale robota to moja działka. Mogę się dowiedzieć gdzie na tej rurze mogę szaleć, ale szaleć będę już jednak sama. Mogę nawet stworzyć tę grupę dla ludzi, którzy chcą być na TAK i starać się z całych sił, żeby pykło, ale rozwój należy już tylko i wyłącznie do mnie. Nikt za mnie na ten basen nie pójdzie, nikt za mnie nowej muzy nie przesłucha, nikt nie zrobi za mnie pikniku. Niczego nikt za mnie nie zrobi. A wiecie co - długi czas myślałam, że to właśnie wsparcia potrzebuje. Że świat jest tak zbudowany, że zawsze, ZAWSZE trzeba mieć kogoś, kto zrobi coś z nami. Gówno prawda.
Jest bardzo dużo fajnych i serdecznych ludzi, którzy mogą Ci doradzić. I zajebiście, ze tacy ludzie istnieją. Ale szczerze? Nawet oni Ci nie pomogą. Sam musisz we wszystkim tyrać i sam się starać. Dlatego od dziś postanawiam mniej pytać i więcej działać. Serio, odpuszczę sobie zasięganie opinii. To nie ma sensu. Bo nawet jeśli ktoś mi fajnie odpowie i doradzi, to potem i tak zostaje sama z pewną wiedzą. I ode mnie zależy czy ją wykorzystam. Wszystko jest już w moich rękach. Dlatego ogłaszam - choćby chuj na chuju stanął, to w lipcu będzie webinar. Nie wiem o czym jeszcze, nie wiem też jak się to robi, ale będzie. Nostalgicznie spojrzałam w okno po tym wyznaniu, bo chyba się zdygałam. Cykam się i nie ma w tym żadnej tajemnicy. Ale powiedz - jaja trzeba hodować nie? Moje od jakiegoś czasu znów rosną, więc trzeba kuć żelazo póki gorące. I tak - mój webinar będzie bardzo nieidealny. Nieidealne będą też związane z nim grafiki, nawet plan webinaru będzie bardzo nieperfekcyjny. Ale pokonam kolejną przeszkodą do sukcesu i wyzwolenia. Bo tego drugiego bardzo każdemu z nas potrzeba.
Jak ktoś chce być na TAK - wbijać na grupę. A teraz uroczyście spadam do pisania kolejnych tekstów. Trzeba zapełnić to miejsce dobrym contentem. Ahoj!
0 komentarze