Od zera do copywritera
Dzisiaj podzielę się z Wami moją historią copywriterki. Nie wiem czy będzie bardzo interesująca, ale być może zachęci kogoś z Was do spróbowania swoich sił. To byłby wystarczający sukces.
Ze względu na chorobę na którą cierpię, zawsze chciałam mieć elastyczny czas pracy. Bardzo depresyjnie działał na mnie niemal każdy etat na którym byłam. A byłam na naprawdę bardzo wielu. Byłam już au pair, pokojówką, robiłam pizzę, sprzątałam w prywatnej szkole, pracowałam w małym parku rozrywki, sprzedawałam truskawki, pracowałam na kasie, uczyłam angielskiego. Pewnie coś jeszcze by się znalazło. Zawsze jednak moje życie miało bardzo spadkową formę, co było związane z codziennym obowiązkiem wstawania do pracy i tyrania tam przez przynajmniej 8 godzin. Byłam załamana i bardzo często w depresji. Dlatego też od zawsze marzyłam o czymś innym. O pracy do której nie będę musiała codziennie jeździć zatłoczonym autobusem, o pracy która nie będzie mnie fizycznie wykańczać, o pracy którą będę lubiła. I wiem, że to jest dość niezwykłe, żeby mieć takie szczęście. Nie wiem jak dalej potoczą się moje losy, ale jestem pewna, że nie chcę wracać na jakikolwiek etat. Nawet na taki najlepszy i najzajebistszy. Właśnie ze względu na chorobę cenię sobie elastyczność i dowolność tego co obecnie robię.
Jak się to zaczęło? W sumie przypadkowo. Po kolejnym epizodzie depresji który zaliczałam będąc świeżo upieczoną pokojówką musiałam po prostu po raz kolejny przejść na zwolnienie lekarskie. Nie byłam tym zachwycona, ale nie wyobrażałam sobie także powrotu do tej pracy, która strasznie mnie męczyła i wysysała ze mnie całą pozytywną energię. Do copywritingu miałam podejście pół roku wcześniej, ale niestety moje plany spaliły na panewce. O wiele wcześniej miałam jakieś podejście do pisania precli, czyli najłatwiejszej z form. W lutym tego roku postanowiłam zrobić wszystko, żeby tym razem się udało. I jestem naprawdę mocno zdeterminowana, chociaż nie zawsze idzie mi dobrze. Bywają dni w które nie jestem w stanie nic napisać, czasami nie piszę nawet kilka dni przez problemy zdrowotne czy wahania nastroju. Często pracuję pod dużą presją, na deadline. Nie zawsze klientów jest tak samo dużo. Bywa ich mniej i więcej. Kiedy jest mniej to martwię się o hajs, kiedy więcej - narzekam, że nie mam na nic czasu. I tak na zmianę. Dopiero po pół roku nauczyłam się pewnych podstawowych rzeczy. Dopiero teraz wiem ciut więcej o tym jak dobrze wycenić swoją pracę, a i tak nie robię tego jeszcze najlepiej. Czasem piszę za o wiele za niską stawkę. Nie potrafię stworzyć jeszcze każdej formy tekstu. Nie trafiłam na nieuczciwych zleceniodawców, ale czasem czekam na przelew zbyt długo. Nie założyłam jeszcze własnej działalności, więc działam w oparciu o umowę o dzieło i sama się ubezpieczam. Często nie mam naprawdę czasu na nic innego. Bywają tygodnie w które nie wystawiam nosa poza dom. Bywa różnie, ale jak by dalej się to nie potoczyło, teraz wiem już że nie zrezygnuję.
Jestem faktycznie self madem, bo nikt mi w tym wszystkim nie pomagał. Oczywiście staram się dokształcać, obserwuję grupy, czytam książki, podejmuję nowe wyzwania. Ale minie jeszcze sporo czasu zanim nauczę się wszystkiego. Do tej pory nie mówię o sobie, że jestem copywriterką. Mówię, że piszę teksty na zlecenie. A teksty piszę różne. Zaplecza, teksty na blogi, na strony internetowe, opisy produktów, dłuższe prace na zamówienie, teksty specjalistyczne z wielu dziedzin, przewodniki, scenariusze do Escape Roomów, a nawet tworzę quizy psychologiczne. Co klient sobie zażyczy. Ale wszystkiego nauczyłam się sama. Nikt mi nie powiedział gdzie najlepiej szukać zleceń, jak się ogłaszać, w jaki sposób budować portoflio, jak przygotować swoją ofertę. Wielu rzeczy do tej pory nie wiem, portfolio nawet nie skończyłam tworzyć. Ale zlecenia i tak mam. I jakoś od samego początku wcale na ich ilość nie narzekam. Zresztą jestem wyznawczynią Prawa Przyciągania i doskonale wiem, że najgorzej to mieć ciśnienie. Staram się więc panować nad jego poziomem, żeby nie było go za dużo, bo wtedy wszystko idzie gorzej i wolniej.
Dla mnie jest to praca marzeń, bo bardzo dobrze czuję się z tym, że piszę. Ale czy każdego taki sposób zarabiania na życie by zadowolał - tego nie wiem. Pewnie nie raz będę jeszcze narzekać czy skomleć, że czasu za mało, że nie znam się na dronach, że nie chcę pisać o ubezpieczeniach, że w dupie mam medycynę estetyczną. Wiele razy będę jeszcze spieszyć się z napisaniem czegoś, bo wcześniej wolałam się obijać. Może nie zawsze kasa będzie mi się wybitnie zgadzać, może kiedyś dostanę pierdolca od tego codziennego pisania. Widzę w nim jednak jeden bardzo duży i istotny dla mnie plus - mogę to robić w domu i nie mam nad sobą szefa, ani przed sobą dni wypełnionych depresją. I to mnie motywuje. Jako chadowiec potrzebuję nie tylko wolności od stresu, elastyczności, ale także spokoju. I ten spokój jak na razie pisanie mi zapewnia. Czy jestem szczęściarą? Być może tak. Ale uważam, że jeśli czegoś się mocno chcę, to można to zrobić.
Ja zaczynałam od zera, a nie jestem żadnym mistrzem. Mam problemy z produktywnością, za często robię przerwy, nie zawsze wyrabiam się w terminach. Sporo rzeczy mi w pisaniu przeszkadza. Także za długie spanie czy odrywanie się, żeby poprzeglądać fejsa. Poza tym ciągle mam problemy z przecinkami, całe szczęście nigdy nie robiłam błędów ortograficznych. Jeszcze długa droga zanim stanę się copywriterką z krwi i kości. Ale na razie uważam, że było warto. Jestem z siebie dumna.
Jeśli będzie interesowała Was droga do copywritera w bardziej praktycznej odsłonie, chętnie spłodzę taki tekst. Poza tym przeczytacie o tym u Mortycji i Króliczka Doświadczalnego.
Mam jeszcze jedno fajne info. Wiem, że jesteście fajnymi ludźmi, więc może propozycja się Wam spodoba. Od zawsze marzyłam o tym, żeby stworzyć sobie jakiś roczny projekt. Inspirowało mnie wiele rzeczy, ale najbardziej zawsze jarałam się filmem "Jestem na tak". Stworzyłam więc grupę na fejsie w której przeprowadzam obecnie z innymi chętnymi 30 dniową próbę, czy projekt wypali. Niezależnie od tego jak wyjdzie, sama zamierzam podjąć się rocznego wyzwania bycia na TAK po tym próbnym okresie. Wiem, że są wśród Was krejzole i że wszyscy jesteście bardzo kreatywnymi i fajnymi ludźmi, więc może kogoś grupa zainteresuje.
Mam jeszcze jedno fajne info. Wiem, że jesteście fajnymi ludźmi, więc może propozycja się Wam spodoba. Od zawsze marzyłam o tym, żeby stworzyć sobie jakiś roczny projekt. Inspirowało mnie wiele rzeczy, ale najbardziej zawsze jarałam się filmem "Jestem na tak". Stworzyłam więc grupę na fejsie w której przeprowadzam obecnie z innymi chętnymi 30 dniową próbę, czy projekt wypali. Niezależnie od tego jak wyjdzie, sama zamierzam podjąć się rocznego wyzwania bycia na TAK po tym próbnym okresie. Wiem, że są wśród Was krejzole i że wszyscy jesteście bardzo kreatywnymi i fajnymi ludźmi, więc może kogoś grupa zainteresuje.
0 komentarze