Psychoterapia korytarzowa, czyli umiesz liczyć? Licz na siebie.
Niedawno natknęłam się na termin psychoterapii korytarzowej i wydało mi się to bardzo trafne w moich doświadczeniach. Poza tym także dosyć śmieszne. Jest bardzo wiele rzeczy, których nauczyłam się od chorych, niewiele od lekarzy i gigantycznie dużo, dzięki samej sobie.
O tym jak wygląda pobyt w szpitalu psychiatrycznym już pisałam. Nie pisałam jednak o tym, co zyskałam dzięki pacjentom. A trochę tego jest.
PO PIERWSZE - WEŹ ODPOWIEDZIALNOŚĆ
Przede wszystkim wyszłam ze szpitala z przekonaniem, że nikt mnie nie ocali. Ani leki, ani lekarze. To jest jedynie w moich rękach. Wielu pacjentów wracało do szpitala wielokrotnie i można się zastanowić, czym to jest spowodowane. Bo nie wydaje mi się, żeby maczali w tym palce lekarze. Podobno sukces ma wielu ojców, porażka jest sierotą. Najwięcej więc winy w powrotach do szpitali w złym stanie upatrywałabym jednak w samych chorych. Wiem, że to że ktoś jest chory nie jest tak totalnie jego winą. Można tak pewnie ocenić alkoholików, narkomanów, ale i to według mnie nie jest do końca sprawiedliwe. Jestem właśnie w trakciu kursu na Courserze, który porusza kwestię tego, czy za choroby psychiczne odpowiada bardziej lub jedynie genetyka i somatyka czy być może jednak samo życie, jego wydarzenia, społeczeństwo itp. Kurs jest fajnie skonstruowany, bo jednak nie narzuca żadnej opinii i nie każe stawać za żadną z tych opcji. Można się nad tym więc spokojnie zastanowić. Ja zaczęłam się zastanawiać już jakiś czas temu, ale wiele ostatnich wydarzeń sprawia, że chyba jednak wiem po której stronie stoję. Kilka osób w ostatnim czasie w różny sposób negowało i podawało w wątpliwość moja diagnozę, którą uzyskałam od kilku niezależnych sobie lekarzy. Ja też zaczęłam to robić już dawno temu, ale tego typu opinie obcych mi osób sprawiają, że jeszcze bardziej chcę wziąć swoje zdrowie psychiczne we własne ręce.
Pamiętam, że na pierwszej przepustce ze szpitala byłam bardzo smutna i zaniepokojona z powodu pojawienia się nowej pacjentki. Była to o 20-30 lat starsza ode mnie kobieta, która też miała diagnozę choroby afektywnej dwubiegunowej. To w jakim stanie fizycznym i psychicznym trafiła do szpitala, sprawiło że sama się załamałam, że też tak skończę. W końcu ta sama diagnoza. Poza tym też może mnie w życiu spotkać jeszcze niejedno nieszczęście, mogę zacząć pić, znów odstawić leki. Nigdy nie mów nigdy. I co jeśli zamiast fajnego życia przytrafi mi się coś takiego? Z drugiej strony dużo rozmawiałam też z o wiele starszymi ode mnie kobietami, z tą samą diagnozą, które od lat biorą leki i starają się żyć higienicznie, ale i tak co jakiś czas trafiają do szpitala. Co z tym zrobić? Skoro leki nie dają żadnej gwarancji, nieprzyjemnych niespodzianek się w życiu też nie ustrzegę, to jak żyć, żeby było okej.
Z depresją jest tak, że jeśli pojawiła się już w życiu raz, to może znów wrócić. Jeśli chorowałeś 2-3 razy, to wróci na pewno. Ja chorowałam już nawet z 4-5, to mam ją jak w banku.
PO DRUGIE - LECZ SIĘ
Poza tym dowiedziałam się też tego, jak ważne mimo wszystko jest to, żeby się leczyć. Mimo to, że leki czy terapia być może nie pomogą w stu procentach i choroba wróci. Poznałam młode dziewczyny, którymi też kiedyś mogłam być. Niewierzące w chorobę, niezauważające problemu, które wiedziały, że jak tylko wyjdą to leki odstawią. Też tak kiedyś robiłam i mimo, że wiele osób często leki demonizuję, to ja obecnie szanuję ich poglądy, ale jednak tabletki łykam. Ostatnio napisałam, dlaczego uważam, że leki od psychiatry nie są złe, jakie korzyści w ich braniu zauważam, ale dlaczego jednak nie warto pokładać w nich całej i jedynej nadziei. Jasne, te wszystkie młode, niepokorne pacjentki były sympatyczne i interesujące, ale w relacjach z nimi nie potrafiłam być jednak szczera. Nie docierały do nich moje przestrogi, że może jednak powinny leczenie sobie wziąć do serca, więc nie naciskałam. Chyba każdy musi zdobyć własne doświadczenia i sparzyć własną skórę, żeby dojść do pewnych wniosków. Ja zdobyłam oparzenia pierwszego stopnia i już sobie jednak wojowanie z psychiatrą odpuszczam.
Poza tym moje własne doświadczenia wystarczająco nauczyły mnie tego jak leki są dla mnie ważne. Nie traktuję ich jak pigułek szczęścia, ale nie bawię się też w rewolucyjne leczenie. Wiem też, że każda historia jest inna i że leki nie muszą być jedyną lub w ogóle opcją poprawy zdrowia. Zdań jest tyle, ilu samych zainteresowanych.
PO TRZECIE - POZNAJ WROGA
Sama nauczyłam kilka pacjentek jak ważne jest to, żeby na własną rękę poznawać swoją chorobę. Kilka z nich nie wiedziało, aż do wypisu ze szpitala, na co tak naprawdę się leczą. Sporo nie miało pojęcia o tym jakie leki biorą. Niewiadomą były dla nich dawki, zamienniki, skutki uboczne. Ja miałam to już wszystko obcykane. Nie było też powszechnego zwyczaju, żeby czytać o swojej chorobie i swoich dolegliwościach. Nie po to, żeby znaleźć sobie znów coś brzydkiego przez samodiagnozę, ale żeby wiedzieć więcej o tym co już na pewno jest problemem. Psychoterapia też jest niestety niezwykle rzadka, ale do tej grupy także należę, choć staram się to zmienić. Ale trudności związane ze znalezieniem terapii na NFZ (bo taka mnie interesuje) staram się jakoś zniwelować pomagając sobie sama. Nawet nie wiecie ile wartościowych pozycji wydano, które traktują np. o terapii behawioralnej do it yourself. Wszystko co wiem o depresji, ChAD, chorobach psychicznych zawdzięczam swojej ciekawości. Poza tym uważam, że swojego wroga trzeba dobrze poznać. Nie zliczę artykułów, webinarów, stron, filmów na YT z których się uczyłam i robię to do tej pory. O książkach już nawet nie wspomnę. Mój psychiatra zawsze potwierdzał moje obawy i udzielał odpowiedzi, które już znałam. Jest okej, ale wiem, że to przede wszystkim moje zdrowie. Skoro leki nie są pewne, lekarz nie jest cudotwórcą, a życie nie jest bajką, to muszę szukać innych sposobów.
Podczas pobytu poznałam tylko jedną dziewczynę, która była zainteresowana tym co się z nią dzieje i spędziłyśmy sporo czasu na wspólnych rozmowach, bo i problem miałyśmy wspólny. I do tej pory mam z nią kontakt.
Podobną niewiedzę i ignorancję do alternatywnych metod leczenia, zauważam na grupach wsparcia na Facebooku, do których należę. Jedna na dziesięć osób wie więcej niż od lekarza czy z ulotki. Naprawdę to jak wiele nie wiemy o chorobach psychicznych, jest sporym problemem. Samo podejście traktujące na równi farmakoterapię z psychoterapią, też jest jeszcze rzadkie.
Bardzo chciałabym Wam jeszcze w najbliższym czasie napisać więcej o tym jak ważne jest bycie proaktywnym w leczeniu choroby psychicznej, głównie depresji. Z moich wielu poszukiwań sposobów na to, żeby poczuć się lepiej, wyszło już chyba naprawdę sporo wiedzy, dlatego prawdopodobnie w najbliższym czasie stworzę u góry strony osobną zakładkę z wszelkimi metodami na depresję, postaram się je także poprzeć wartościowymi linkami i stale ją aktualizować o nowe sposoby. Mam nadzieję, że także na tym skorzystacie, a dostęp do tej wiedzy będzie wtedy po prostu szybki i wygodny.
Na koniec mam też dla Was genialny link. To krótki filmik, w którym pisarz Tomasz Jastrun mówi o swoich doświadczeniach z depresją. Mówi o nawrocie depresji, tym jak pomogło mu pisanie i swoim do niej podejściu. Bardzo polecam.
0 komentarze