Sieczkarnie też płaczą, czyli moje płaczliwe historie.
Ostatnio zauważyłam, że bardzo łatwo się wzruszam. Ciężko jest spowodować we mnie gniew, ciut częściej odczuwam radość, obym jak najrzadziej się smuciła, ale wzruszam się z byle jakiego powodu. Oto moja osobista lista wzruszeń z ostatnich tygodni.
1. Dancing Man. Kiedy przeczytałam o nim u Króliczka Doświadczalnego od razu musiałam się tym podzielić z siostrą, bo cała ta akcja niesamowicie mnie poruszyła. Jak kilka dni temu w naszym rodzimym Teleexpresie dowiedziałam się jak ta sytuacja się skończyła, łezki w oku razy milion. I na dodatek zagrał dla niego mój ukochany Moby.
2. Wczoraj ze skrzynki na listy wyciągnęłam niepodpisaną, w żaden sposób nieoznaczoną, całkowicie czystą kopertę. Nie miałam zupełnie pojęcia co może się kryć w środku, a okazało się to być bardzo wzruszające. W środku wydrukowana była ulotka z historią małego chłopczyka, poważnie chorego od urodzenia. Była tam prośba o wpłatę symbolicznych dwudziestu złotych, które mogą pomóc jego rodzicom opłacić drogie leczenie, rehabilitację itd. Oprócz ulotki w środku był lizak, jako przeprosiny za w każdym bądź razie niezapowiedzianą prośbę i symbol dobrych intencji.
3. Kiedy oglądałam relacje z wyników wyborów popłakałam się po raz kolejny. I naprawdę nie mam zielonego pojęcia dlaczego. Ani mnie owe wyniki nie ucieszyły ani nie załamały. Nie postanowiłam wypieprzać za granicę ani się wieszać. Totalne nihil novi. Komorowski i jego wypowiedź uruchomiła we mnie pewnego rodzaju niechęć, a poza tym totalnie nie miałam pojęcia, gdzie on ma zamiar jeszcze wygrać, w czym zwyciężyć, wobec czego się nie poddać. Za to niektóre z sytuacji, które miały miejsce podczas wypowiedzi Dudy sprawiły, że prawie się poryczałam. I nie, naprawdę nie jestem w żaden sposób bardziej dudowa niż komorowa.
4. Podczas niedawnej wizyty w Irlandii u mojej siostry, miałam okazję zobaczyć jak wygląda sytuacja przed głosowaniem dotyczącym legalizacji małżeństw osób homoseksualnych. Tak wiele słupów, domów, płotów, witryn, okien było obwieszonych zachętami do głowania na tak, o wiele mniej na nie. Widziałam jak religijni fanatycy stojąc pod kościołami, przekonywali przechodniów, że Bóg chce, żeby głosowali na nie. Po powrocie zapomniałam o tym, ale kiedy z sieci dowiedziałam się, że TAK wygrało, znów się popłakałam.
5. Kolejnym uruchamiaczem łez była pewna kobieta, którą spotkałam w poczekalni do psychiatry. Była to starsza kobieta chora na Alzheimera, której towarzyszyły córka i wnuczka. Strasznie mnie ta pani rozczuliła, powróciły do mnie wspomnienia chorych w ten sposób kobiet, które poznałam w szpitalu. Mam bardzo wielki szacunek do cierpiących na te przypadłość osób, kraja mi się serce na samą myśl, że kogoś z moich bliskich może to spotkać. Czasem rozmawiając z mamą śmiejemy się, co to będzie kiedy któraś z nas tak zachoruje. Zapewniam moją mamę, że jeśli kiedyś wpadnie na pomysł chodzenia po zakupy w piżamie, to także pozostanę w swojej. Żeby to wszystko jakoś oswoić, ugłaskać. A na filmie Motyl Still Alice - o Alzheimerze - ryczałam jak bóbr.
6. Telewizja jak widać uruchamia mnie sentymentalnie raz na jakiś czas, tak samo dzieje się czasem jeśli chodzi o muzykę. Ostatnio nie przestaję słuchać tych utworów i choć zdarza mi się czasem puścić łezkę, tak jak wtedy kiedy je usłyszałam po raz pierwszy, to jedynie z powodu uczucia spokoju, szczęścia i pełni dobra, które odczuwam słuchając ich.
7. Nie lubię mojego przywiązania do Facebooka i internetu w ogóle i już planuje jakiś dłuższy, zorganizowany logout czy wyzwanie bycia offline, ale czasem zdarza mi się popłakać również dzięki nim. Ostatni okres co prawda nie był w te sytuacje bogaty, ale jednak wydarzyło się kilka rzeczy, które mnie wzruszyły. I wcale nie dotyczyły mnie. Okazuję się, że były to głównie udostępnianie na Facebooku szczęśliwe wydarzenia z życia moich znajomych. Jak widać, coraz lepiej idzie mi cieszenie się cudzym szczęściem.
8. Jest w sieci taka blogerka, którą znam od niedawna, ale która jest dla mnie w blogosferze bardzo ważna. Wszystkie dobre rzeczy, wskazówki, porady, które dostałam ostatnio od Pauliny Pamuły, wycisnęły ze mnie kilka łez wdzięczności.
9. Lubię sprawiedliwość i mam się trochę za takiego obrońcę uciśnionych. Dlatego, kiedy zobaczyłam polecony mi przez siostrę film Dzień Kobiet mój łzotok się uruchomił. Co prawda kryłam się z nim i zagryzałam zęby, żeby za bardzo mu nie pofolgować, ale zdecydowanie polecam ten film nawet na te słabsze chwile. W życiu chodzi o to, żeby walczyć i się nie dać skurwielom, takie mam po nim wnioski.
10. Ostatnio w tekście o Prawie Przyciągania wspomniałam, że zrobiłam sobie kolejną Vision Board. Robiąc ją płakałam co chwilę i były to zdecydowanie łzy szczęścia. Wdzięczności za to co mam, mimo że tablica dotyczy rzeczy, których chcę w życiu, bo jeszcze nie są one w nim obecne.
11. Pobyt w Irlandii był chyba łzowym apogeum, ale to nie powinno dziwić, skoro polegał na spędzeniu czasu z ukochaną, rzadko widywaną rodziną. A więc płakałam kiedy witałam moją siostrę i kiedy ją żegnałam. Płakałam kiedy moja siostrzenica i jednocześnie chrześnica, grała na skrzypcach, bo bardzo się cieszyłam, ze jest tak zdolna. Płakałam kiedy ta sama bohaterka brała udział w kościelnej uroczystości z okazji przyjęcia Pierwszej Komunii Świętej. Płakałam kiedy przeczytałam przesłodką laurkę od mojego siostrzeńca, która niestety była adresowana nie tylko do mnie. Jej treść :
do fśistkich od Antosia
yesteśće cohani i visiwam
vam asterixa cartke
Po prostu - beat it.
12. Filmowych wzruszeń nie brakuje mi akurat nigdy, więc mam kolejny dowód płaczliwości. Ale tutaj już totalnej. Próbuję zmienić swoje ciemne i mroczne przyzwyczajenia i zamiast zawsze sięgać po horrory, thrillery czy dramaty, przerzuciłam się na komedie. Całkiem zabawna historia była jedną z lepszych, jakie oglądałam. Nie wiem czy to przez fakt, że opowiadała losy nastolatka, który trafia do szpitala psychiatrycznego z depresją czy po prostu dlatego, że faktycznie była całkiem zabawna. Utożsamiałam się z głównym bohaterem przez większość filmu i naprawdę zauważyłam sporo podobieństw do mojej historii z wariatkowa. Albo po prostu tak bardzo nie wierzę w życie pozafilmowe, że zrobię wszystko, żeby trochę filmu w swoje życie wsadzić.
13. Wracając do doznań telewizyjnych, o łzy łatwo mi, kiedy widzę pewną reklamę. Nie, nie jest to reklama o małych dzieciach. Nie, nie jest o starszych osobach. Nie, nie jest o zakochanej parze. Chociaż w sumie ta reklamująca trivago, o tej parze, która wyjeżdża do idealnego hotelu, też jest fajna. Facet z kucykiem nawet boski. Ale moją łzogenną reklamówką jest Republika Roleski. Tak, wzruszam się na reklamie musztardy. To chyba ta multikulturowość tak mnie porusza.
14. Wracając do muzyki - chyba Radomska napisała kiedyś o muzyce swojej depresji. Ja też mam taką. Ostatnią depresję dedykuję soundtrackowi z Sugar Mana, a bodajże pierwszą temu z The Woman. Zawsze płaczę, nigdy nie wiem na której piosence się to zdarzy.
15. Dość wzruszające są ostatnio dla mnie także dosyć częste momenty, kiedy zdaję sobie sprawę z trzech rzeczy. Po pierwsze - wzruszam się na myśl o tym jak dobrze się obecnie czuję, tym bardziej że z tyłu głowy ciągle mam świadomość, jak chujowo się niedawno czułam. Po drugie - puszczam łezki wzruszenia zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo mi ostatnio świat sprzyja. I Wszechświat i Bóg i w ogóle wszystko. Po trzecie - i najważniejsze mimo kolejności - płakałabym ciągle dziękując za to jak bardzo wspierają mnie moi bliscy.
A Wy ryczycie bez powodu? Albo z powodu błahego? A może w okolicznościach jedynie usprawiedliwiających?
0 komentarze