Moje wrażenia po pierwszych tygodniach pracy z "Drogą Artysty".
Jak wiecie podjęłam się pewnego wyzwania i jestem w trakcie realizacji kursu na podstawie książki "Droga Artysty" Julie Cameron. Dzisiaj chciałabym Wam opisać swoje wrażenia i pochwalić się efektami po pierwszych dwóch tygodniach. Będzie o Porannych Stronach, o trudnościach z Randkami Artystycznymi i wszystkich pobocznych działaniach, które odczytuję jako efekty kursu.
Poranne Strony i Randki Artystyczne idą mi tak sobie. Z tymi pierwszymi nie mam tak dużych problemów poza tym, ze wymagają wcześniejszego wstawania. Łapią mnie także za każdym razem wątpliwości, że robię to nie tak jak powinnam, że jest to żałosne, że moje Strony to jakiś masakryczny słowotok. Ale to na tym właśnie polega, na odręcznym zapisywaniu trzech stron bez większych rozmyślań o tym co się piszę. A więc spisywanie snów, dziękowanie za dobro w moim życiu, wylewanie na kartkę swoich żalów i nadziei, planowanie dnia, wrażenia z poprzedniego itp. jest jak najbardziej okej. Dlatego nie myślę o tym za bardzo, tylko po prostu piszę. Mam nadzieję, że z czasem moje strony będą dla mnie wskazówkami w różnych dziedzinach życia, tak jak obiecywała to autorka książki. Na razie opuściłam je kilka razy, ale trzymam się dzielnie, bo mam nadzieję, że ich pisanie wejdzie mi w nawyk.
Jeśli chodzi o Randki Artystyczne to jest już ciut gorzej. Mogłabym zaliczyć sobie jako Randkę czytanie książki, seans filmowy, zrobienie sałatki, dłuższy spacer czy ćwiczenia. Tak, mogłabym bo to wszystko są rzeczy, które robię w samotności, z potrzeby ducha i ciała i wyłącznie tylko dla siebie. Nie zaliczam takich sytuacji niestety, bo uważam, ze to byłoby zbyt proste. Randka ma być czymś zupełnie unikalnym, czymś takim czego dawno nie robiliśmy. Dlatego w moim przypadku byłoby to czytanie wierszy, napisanie opowiadania, decoupage, wyjście na tańce, scrapbooking etc. I muszę się postarać, żeby właśnie tak moje kolejne Randki Artystyczne wyglądały. Poza tym powinny one być także czymś przed czym się wzbraniamy, na co sobie wewnętrznie nie pozwalamy, czego unikamy z różnych powodów - przez perfekcjonizm, racjonalizm, podejście wszystko albo nic, obawy, strach przed porażką, przekonanie, ze jesteśmy na to za starzy itp. Dla mnie byłaby to wyprawa z aparatem na spacer i robienie zdjęć temu, czemu tylko mam ochotę. Zwłaszcza, ze uważam, ze w ogóle zdjęć robić nie potrafię i to nie jest absolutnie moje bajka, ale jednocześnie bardzo bym tego chciała. Albo medytacja, którą bardzo chcę praktykować, a z różnych powodów brakuje mi na nią czasu lub sama tak tym czasem intencjonalnie zarządzam, żeby się z medytacją nie wyrobić. Dlatego jeśli o Randki chodzi, to muszę się jeszcze postarać.
Poza tymi dwoma narzędziami kurs przewiduje także sporo innych zadań i ćwiczeń na każdy tydzień. I między innymi w tym czasie:
-wymieniałam swoich trzech wrogów mojego artystycznego poczucia własnej wartości,
-odnajdowałam takze swoich trzech dawnych obrońców artystycznego poczucia własnej wartości,
-pracowałam z afirmacjami,
-byłam z moim Wewnętrznym Artystą na spacerze,
-rysowałam Diagram Życia i podjęłam liczne kroki, żeby wyrównać obecne nierówności we wszystkich dziedzinach mojego życia,
-wymieniałam 20 rzeczy, które lubię robić i starałam się do kilku z nich przez ten czas powrócić,
-robiłam listę Dziesięciu Drobnych Zmian i 2-3 już wprowadziłam
i jeszcze sporo innych.
Przez te dwa tygodnie osiągnęłam także sporo innych sukcesów, które nie były bezpośrednią pracą z Drogą Artysty, a jednak się w moim życiu pojawiły lub sama ich obecność zainicjowałam.
Napisałam kilka postów na blogu i zaczęłam pozbywać się ciśnienia, które mojemu blogowaniu dotyczy. To znaczy ciśnienia na to, żeby pisać perfekcyjne posty, świetnie opracowane, wymagające ode mnie kilkugodzinnych przygotowań np. opracowywania książek, odsłuchiwania podcastów, porządkowania informacji itd. Nadal chcę by Sieczkarnia była pewnego rodzaju kopalnią wiedzy w interesujących mnie dziedzinach, ale mam w najbliższym czasie zamiar o wiele bardziej spuścić z tonu i wyluzować. Dlatego ostatnio napisałam o w dość żartobliwy sposób o tym jak bardzo łatwo się wzruszam.
Podjęłam także kilka innych kroków związanych z blogaskiem. Marzył mi się udział jednej bardzo znanej blogerki w mojej serii Badassów i wygląda na to, że to już jest tylko kwestią czasu.
Chciałam rozpocząć serię historii czytelników zmagających się z chorobami psychicznymi i obecnie czekam już tylko na teksty, by móc je potem opublikować. Jeśli sami mielibyście ochotę pochwalić się swoimi sukcesami i swoim życiem, jakie udaje się Wam budować, mimo wielu trudności związanych z chorobą psychiczną, to piszcie śmiało na maila.
Pisałam, że zaczęłam modyfikować swój Diagram Życia (pisałam o nim tutaj) w realu i podjęłam się kilku zobowiązań. Jednym z nich jest znane pewnie wielu dziewczynom wyzwanie 30 dni ćwiczeń z Mel B, ale poza tym mam także kilka takich związanych mniej lub bardziej z moimi finansami czy rozwojem osobisto-zawodowym. Trzymajcie kciuki!
Dalej jestem w trakcie kursu o doodlowaniu czyli bazgrołach, który znajdziecie tutaj. Robienie bazgroł a'la ilustratorzy Mikołajka, jest moim marzeniem od wielu lat. A o kursie dowiedziałam się od Pauliny, za co jej bardzo dziękuje!
Poza tym, skoro przy Paulinie jestem, to w ciągu ostatnich tygodni nastąpiła w moim życiu pewna synchroniczność. Napiszę o tym kiedyś szerzej, ale owa synchroniczność wg Julii Cameron to po prostu mimowolne pojawianie się w naszym życiu sytuacji, okazji, zbiegów okoliczności i przypadków, które są zgodne z naszymi celami i które owe pragnienia w różnoraki sposób pomagają nam spełnić. Paulina Pamuła stała się moją synchronicznością dzięki swojemu kursowi Mistrzowie Zwlekania, w którym udział dzięki niej biorę (dziękuje!). Zmotywowała mnie do kilku większych i mniejszych kroków w kierunku moich różnorodnych celów, a sam kurs sprawił, że w ową synchroniczność uwierzyłam jeszcze mocniej.
Pisząc ostatnio o Prawie Przyciągania, wspomniałam o tym jak ważnym elementem jego działania jest dostrzeganie szans i okazji i wykorzystywanie ich. Uważam, że jeśli ktoś chce to znajdzie sposób, a jeśli nie chce to znajdzie powód. Dlatego dla mnie takimi małymi znakami są np. przypadkowe otrzymanie ulotki z ofertami kursów o których zawsze marzyłam, dostanie w prezencie lustrzanki, która była o wiele poza moim zasięgiem czy jeszcze bardziej przypadkowe znalezienie webinarów, o tematyce przeze mnie pożądanej, a trudnej do zlokalizowania. A takich drobiazgów jest więcej, co jest zajebiste.
Za swoje ogólne sukcesy związane z Drogą Artysty uważam więc powrót do długo odkładanych aktywności i branie pod uwagę tych, które uważam za takie poza swoim zasięgiem.
Wydarzyło się pewnie o wiele więcej i jeszcze więcej sytuacji mogłabym uznać za swoje sukcesy, ale nawet ta ilość znaczy dla mnie bardzo wiele.
Czy udało mi się jeszcze bardziej przekonać Was do "Drogi Artysty" ?
0 komentarze