Abstynencja czytelnicza, czyli jednak nie przeczytam 52 książek.
Nie, lekko, ja już być może nawet tyle przeczytałam do tej pory. W każdym razie niewiele mi już brakuje, ale na jakiś czas odpuszczam sobie dalsze starania, bo mam zamiar NIE CZYTAĆ przez najbliższe tygodnie. Po co?
Chciałabym ściemnić, że sama na to wpadłam, ale jednak pomogła mi znana Wam już Droga Artysty. Jestem teraz na tygodniu, którego jednym z zadań jest właśnie czytelnicza abstynencja. Od książek, gazet, czasopism, artykułów. Postanowiłam to jednak pod siebie trochę zmienić. Mam zamiar obyć się bez czytania dłużej niż jeden tydzień i zastanawiam się nawet nad miesiącem, a to mógłby być już hardkor. I zezwalam sobie na czytanie blogów, ciężko mi to odpuścić, ale nie zezwalam sobie na wprowadzanie żadnej teorii wyczytanej na blogach w życie. Żadnych wyzwań, nowych kreatywnych metod, żadnego sprawdzania polecanych linków itd. Myślę też nad tym czy nie odpuścić sobie na ten okres także całkowicie oglądania filmów i seriali i w sumie trwam już w tym od paru dni, dlatego być może to wcale nie będzie takie trudne jak mi się wydaje. A kombinuję w tym kierunku dlatego, że być może byłoby tak, że bez książki czy ebooka, dla odmóżdżenia będę oglądała kilka odcinków serialu. A to też marnacja czasu nieboska. Bo według Julii Cameron odstawia się czytanie po to, żeby robić inne fajne rzeczy. Twórcze rzeczy.
Pewnie znacie to uczucie, kiedy chcecie od ciężkiego dnia, zawalonego robotą, pełnego stresu i w ogóle parszywego albo zbyt intensywnego, odpocząć przy książce albo przy filmie. To jest spoko, bo nie angażujesz już swojego mózgu w swoje życie i problemy, ale delegujesz go do tymczasowego zajęcia się żywotem bohaterów. Twój mózg ma lajta od Ciebie i skupia się na kimś innym. Czasem faktycznie nie da się inaczej, trzeba sobie walnąć dobrą historią, a potem w kimę. Czasem jest potrzeba, żeby stosować taką metodę trochę dłuższy okres czasu, na długotrwałe dołki to pewnie jest dosyć bezpieczne uzależnienie, a może faktycznie podnieść na duchu. Im dalej od swoich problemów, tym lepiej. Później trzeba się już jednak na nich skupić długotrwale i intensywnie, bo problemy mają krótkie, krzywe i słabe nogi i raczej same rzadko odchodzą.
Ale jest też ta mroczna strona ciągłego czytania książek czy oglądania filmów. Można tak nałogowo czytać wszelkie poradniki, że nie ma się czasu, żeby zdobytą wiedzę teoretyczną wprowadzić w życie. Tak maniakalnie pochłaniać kolejne odcinki serialu, że zapomina się o swoich obowiązkach. Albo maskować jakieś sytuacje w życiu obsesyjnym czytaniem.
Sięgam po książkę, ale wiem, że powinnam pisać. Ale co tam, książka to nie telewizja, godzinka nie zaszkodzi. A z pisania dupa. Idę do biblioteki po jeden tytuł, wychodzę z dziesięcioma, na bank każda z tych książek jakoś wpłynie na inne dziedziny mojego życia. Z powodu pierwszego kryminału, zabraknie mi czasu na sen. Z powodu książki podróżniczej, zaniedbam fizyczną aktywność. Z powodu historii o handlu ludźmi, nie napiszę na bloga nic przez tydzień. Z powodu lekkiej stylizowanej na Bridget Jones, przestanę medytować. A ta o zdrowym odżywianiu sprawi, że zabraknie czasu na robienie owsianki i sałatki i będę wcinać ciastka i pączki.
Z filmami i serialami to samo. Wydaje się, że to spoko, przecież wszystko jest dla ludzi. I jest. A ja po prostu robię sobie mały eksperyment.
Bo wiem, że książki, filmy i seriale są bardzo łatwą i komfortową rozrywką i pożywką dla mózgu. Potrzebuje tych historii, żeby zagłuszyć nie tylko swoje problemy czy codzienny stres, ale także po to, żeby nie słyszeć tych wszystkich krzyków:
Mała, dawaj! Napisz coś!
A może spacerek? Twój pies się w końcu zesra, a Tobie potrzebna witamina D!
Posty na bloga to nie ma być dzieło sztuki, Ty po prostu pisz, a reszta sama się zrobi.
Jak sama sobie tej sałatki nie zrobisz, to nikt inny na to nie wpadnie. Głodna jesteś!!!!
Porób bazgrołki, bazgroły są super, lubisz to przecież.
Poza tym czeka dalej porządek w piwnicy, gdzieś tam musi być rower, fajnie byłoby pojeździć. W domu można coś odnowić, coś stworzyć. Psa wykąpać. Napisać PAPIEROWY list. Przesadzić rośliny. Pomedytować. Zmienić firanki. Pójść na basen. Upiec muffinki. Pomalować paznokcie. Pójść do fryzjera. Wstać o świcie na wschód słońca. Zrobić piknik. Pójść potańczyć. Wziąć udział w konkursie np. pisarskim. Zrobić scrapbooka. Porobić zdjęcia. Pograć w karty. Zagrać w grę komputerową. Pokręcić hula hop. Zrobić komuś prezent własnoręcznie. Napić się wina. Pobiegać. Pouczyć się hiszpańskiego. Wywołać zdjęcia i włożyć je do albumu. Poskakać na skakance. Wypić kawę z przyjaciółką. Pójść na mecz. Zjeść truskawki ze śmietaną. Dogadać komuś kto nas od dawna wkurwia i sobie po prostu zasłużył. Pogadać z kimś, kto tego potrzebuje. Pomóc komuś. Kogoś przeprosić. Upiec ciasteczka. Zrobić sobie kąpiel z pianą i żółtą kaczuszką. Słuchać muzyki najgłośniej jak się da. Wizualizować swoje marzenia. Afirmować lepsze przekonania. Zacząć pisać tą powieść. Narysować autoportret. Zrobić kolaż używając wycinków z gazetki z Biedronki. Zagrać w pokera. Zarobić więcej pieniędzy. Oddać je wszystkie komuś w potrzebie. Spotkać się z nieznajomym. Napisać odjechany post na bloga - nie dla fejmu, dla funu! Robić pompki. Stać na głowie. Napisać haiku. Pograć w nogę. Umyć samochód. Zadzwonić do kogoś. Uczyć się żonglować. Pouczyć się ortografii. Zrobić sobie bransoletkę. Napić się herbaty w zupełnej ciszy. Przesłuchać w spokoju swoją ulubioną płytę. Ugotować swoją ulubioną potrawę. Pójść na randkę w ciemno. Nauczyć się na pamięć kilku zajebistych żartów. Nauczyć się na pamięć kilku piosenek i śpiewać je codziennie.
Większość zablokowanych twórców każdej możliwej dziedziny czyta nałogowo. A jak marzysz o napisaniu powieści, pisaniu bloga czy wydaniu tomików wierszy to już w ogóle uciekasz w książki kiedy tylko się da. A zwłaszcza wtedy, gdy masz czas, żeby tworzyć. Ale się po prostu boisz.
Dlatego postanawiam twórczo wkręcić się w NIECZYTANIE. I w brak filmów i seriali również. Nie wiem czy jakoś intelektualnie się zapuszczę, czy faktycznie jest mi to potrzebne po tylu latach czytania, zdobywania wiedzy i napełnianiu się historiami. Czy przypadkiem ta studnia mojego życia jest już tak przepełniona, że pora zacząć napełniać te poświęcone tworzeniu i zabawie. Tak obstawiam.
Bo kiedy nie możesz czytać to szybko okazuje się, że nie masz nic do roboty. Bo zrobiłeś co było trzeba, teraz czas na relaks i jeśli jesteś nałogowcem to szybko sięgniesz po książkę albo najnowszy odcinek ulubionego serialu. A tu niespodzianka - no reading&watching allowed!
Dalibyście radę takiej abstynencji? Myślicie, że przydałby się Wam taki odwyk? Jakbyście go wykorzystali - na zabawę i tworzenie czy nadrabianie zaległości w innych dziedzinach Waszego życia?
0 komentarze