You're not your fucking job, czyli czy lubisz swoją pracę?
Praca jest nieodłączną częścią ludzkiego życia, tak po prostu jest. Ale nie powinna być jego częścią dominującą, tak uważam ja, damska wersja bohatera Fight Clubu. A jakie Wy macie podejście do swojej pracy? Może jesteście tymi szczęściarzami, którzy robią to co zawsze chcieli i niesamowicie mocno jaracie się swoją robotą?
Całe życie mój stosunek do pracy był dość zmienny. W swoim CV mam naprawdę sporo rzeczy jak na dwudziestopięciolatkę i wcale nie uważam tego za atut. Przez chorobę, częste epizody depresji i manii moje życie było jedną wielką huśtawką, a jedyną w nim stałą była zmiana. Opiekowałam się mniej lub bardziej grzecznymi dziećmi, robiłam pizzę, sprzątałam szkolne korytarze w prywatnej szkole w Dublinie, pucowałam kibelki bogatych irlandzkich rodzin, opiekowałam się alpakami, przebierałam się za małpę, grabiłam liście, siedziałam na kasie, uczyłam angielskiego, byłam szefową aniołków od świątecznych opłatków, jeździłam po Europie w celu liczenia paneli i płytek w markecie budowlanym i robiłam jeszcze parę innych, różnych od siebie rzeczy. Byłam definicją kobiety pracującej, która żadnej pracy się nie boi.
Czy którakolwiek z tych rzeczy sprawiała mi naprawdę radość i dawała satysfakcję? Chyba nie do końca. Bardzo chwaliłam sobie pracę w lokalnym Parku Dinozaurów, bo była to praca z ludźmi, dziećmi, na świeżym powietrzu. Lubiłam ją, bo zdecydowanie witamina D płynąca ze słońca czy dobre samopoczucie pochodzące ze zmęczenia fizyczną pracą pomagało mi w moich zdrowotnych problemach. To było pewnie moje ulubione zajęcie i najdłużej w tej pracy zabawiłam, ale nie była to praca marzeń. Kiedyś napisałam o tym czy można być szczęśliwą sprzątaczką i tam się bardziej z podejścia do pracy zawodowej rozpruwałam.
Na studia po szkole nie poszłam, bo nie wiedziałam wtedy co chcę robić. A zdecydowanie nie było moim celem studiowanie czegoś wtedy popularnego albo pójście na te studia, na które poszły moje koleżanki. Po maturze wyjechałam więc do Irlandii jako au pair i to dało mi dość krótką, ale porzadną i ostrą pierwszą szkołę życia. Potem uczyłam się już od niego ciągle, podejmując się nowych wyzwań, zarabiając w różne sposoby i zdobywając różnorodne umiejętności.
Co chcę robić tak naprawdę wiem dopiero od niedawna. Zawsze chciałam żyć z pisania i pracy w domu, bo taki jej charakter odpowiadał mi najbardziej i był dla mnie czymś wymarzonym. Zawsze o tym myślałam i pamiętałam, ale zdecydowanie wątpiłam w swoje siły, umiejętności i szanse. Od jakiegoś czasu postanowiłam przestać się bać i po prostu spróbować. No bo co mi szkodzi? Uważam, że z dobrym podejściem mogę wszystko i że wszystko jest stanem umysłu. Do pisania postanowiłam podejść poważnie dzięki tym tekstom i jeśli też o tym marzysz, to właśnie je polecam na początek:
Interesuje mnie jednak bardzo jak to wygląda w Waszym wypadku? Czy robicie to co kochacie i kochacie to co robicie? Czy może jesteście w trakcie spełniania swoich marzeń i zdobywania pracy marzeń?
Poza tym jestem raczej zdania, że ludzie czytający blogi to ludzie rozwinięci, interesujący się rozwojem osobistym, chcący żyć dobrze i interesująco. Zapewne tak jest, ale znam też bardzo wiele osób, które nie robią zbyt wiele po tym jak wrócą ze swojej roboty. Ich życie ogranicza się do tyry, szamy, spania i robienia czegoś, żeby wyłączyć swój umysł jak granie w gry, oglądanie telewizji czy korzystanie z używek. Uważam i jest to moja życiowa wręcz filozofia, że poza pracą powinno się mieć w życiu wiele, wiele innych rzeczy, które robi się pobocznie i które tak naprawdę tworzą nasze życie. Pasje, hobby, zajawki. Wy zapewne też jesteście tego zdania, choć wiem, że prowadzenie interesującego życia nie jest łatwe i wymaga wysiłku i czasu.
Jak Wy podchodzicie więc do swojego życia po i poza pracą? Czy jesteście swoją pracą?
0 komentarze